
I znów na mój dysk trafiła gra, której głównym zamierzeniem jest przestraszenie odbiorcy. Tym razem za tę produkcję odpowiada studio Zoetrope Interactive, znane z dwóch odsłon serii „Darkness Within”. Czy ich najnowsze dzieło trzyma poziom tamtych gier? A może nawet jest lepsze? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w tym tekście.
Bohaterem gry jest Frank Gilman, który jest jednym z członków ekspedycji mającej swą bazę na Antarktydzie. Tyle, że nie wiadomo, co się stało z pozostałymi osobami. Nie bardzo wiadomo też, co stało się z naszą postacią. Na początku pływamy czymś w stylu batyskafu. Po krótkim rejsie atakuje nas wielka ośmiornica. Tuż po tym trafiamy do miejsca, gdzie jest zupełnie ciemno, widać jedynie w oddali biały prostokąt. Czyżbyśmy umarli i widzieli przysłowiowe światełko w tunelu? Nie wiadomo, bo podchodząc bliżej, okazuje się, że są to drzwi, za którymi jest..., a tego nie powiem. Po krótkiej wizycie w tej lokacji wychodzimy z niej tą samą drogą, którą przybyliśmy, a rozglądając się uważnie widać inne miejsce, do którego można wejść. Robimy więc to i znów trafiamy nie wiadomo gdzie. Przez cały czas spędzony przy tej produkcji towarzyszyło mi uczucie osamotnienia i dezorientacji. Co prawda, co jakiś czas uzyskiwaliśmy strzęp jakiejś informacji np. odtwarzając pewne nagranie czy też podczas wizji, które pojawiały się na zasadzie „to miejsce mi się z czymś kojarzy/coś mi to przypomina”, ale poza tym nic. W zasadzie to też nie bardzo wiedziałem, jaki jest mój główny cel – czy mam odzyskać pamięć? A może mam wyjaśnić co się stało na tej polarnej bazie i gdzie się podziała reszta ekipy? A może mam uratować kogoś przed jakimś zagrożeniem? Ciężko mi było jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, bo to, czego się dowiadujemy pasuje po części do każdego z nich. Warto przekonać się samemu i przekonać się osobiście, która z tych wersji (a może żadna? a może wszystkie?) jest prawdziwa.

Zagadkowo jest całkiem fajnie. Mamy tu zadania w obu wariantach spotykanych w innych tytułach z naszego ulubionego gatunku – te inwentarzowe i „puzzlowate”. Jeśli chodzi o te pierwsze, to podczas rozgrywki nie znajdujemy zbyt wielu przedmiotów, które potem gdzieś indziej wykorzystujemy. Część rzeczy, które można sobie wziąć to „trofea” (np. „Necronomicon” czy pewna maska), które „składowane” są w oddzielnej części ekwipunku. Pozostałe są to rzeczy „użyteczne”, które pomogą nam przejść dalej, np. siekiera. Ich wykorzystanie jest logiczne, a jeśli znajdziemy coś, co do czego można by mieć wątpliwości, to na ekranie pojawi się odpowiedni komunikat, jak np. w przypadku pewnego świecącego kryształu. Jeśli chodzi o łamigłówki drugiego typu, to tez mi się podobały. Na uwagę szczególnie zasługuje sytuacja, w której na dziwnym panelu należy narysować właściwy symbol. O ile sam „znaczek” nie jest zbyt skomplikowany, bo składa się zaledwie z kilku linii, o tyle ciekawsze jest coś innego, Trzeba bowiem wziąć pod uwagę z której strony należy zacząć rysowanie tej linii – czy z prawej, czy z lewej, czy od góry, a może od dołu? Na szczęście da się to wywnioskować na podstawie podpowiedzi do tego zadania, więc traktuję to jako ciekawą odmianę. Generalnie wszystkie zagadki są interesujące, logiczne i dobrze zaprojektowane, więc i ten element zaliczam do pozytywów.
No dobrze, a co ze strasznością? W końcu od tego zacząłem ten tekst, a jak do tej pory nic o tym nie napisałem. No prawie nic, bo uczucie osamotnienia i dezorientacja, to aspekty składające się na nastrój grozy i niepokoju. A co poza tym? Cóż, przez pewien czas myślałem, że nic, bo ani lokacje (poza jedną, wcześniej wspomnianą) nie są ciemne, ani nie słychać nic niepokojącego, ani nic innego. Nawet trumny i dziwne zwłoki w ściennych niszach nie zrobiły na mnie wrażenia. Jak więc się zdziwiłem, gdy w pewnym momencie zobaczyłem cień jakiegoś upiora na ścianie, a po chwili zobaczyłem jakieś zjawy oraz ożywające zwłoki, które mnie szybko dogoniły i zabiły. Stało się to ot tak, po prostu, bez żadnego ostrzeżenia. To na mnie zrobiło wrażenie, bo choć miałem świadomość, że twórcy „Conarium” chcą mnie wystraszyć, to sądząc po tym, że niewiele się działo w tym temacie myślałem, że będzie to kolejna gra, która „chciała, a nie mogła”. A tu proszę – okazało się, że to była cisza przed burzą, że twórcy mają pewne asy w rękawie. O skuteczności tego zabiegu świadczy fakt, że gdy później wczytałem grę i wszedłem ponownie do tego pomieszczenia, to czułem dreszczyk emocji i wątpliwości. Nie byłem pewny, czy to coś znów nie wyjdzie ze ściany i znów nie przerobi mnie na marmoladę, czy też nie. A może jest jakiś sposób, aby się przed tym atakiem obronić? Może czegoś nie zrobiłem, o czymś zapomniałem, coś przeoczyłem? Tym zabiegiem gra skutecznie wzbudziła mój niepokój, a ponieważ, o to chodziło, więc i za to dam plusa tej produkcji.

Graficznie stoi ona na bardzo wysokim poziomie. Pokoje w bazie robią bardzo realistyczne wrażenie. Z kolei miejsce z dziwnymi kryształami, trumnami i tajemniczymi mechanizmami wygląda bardzo tajemniczo i intrygująco. To wszystko pomaga w budowaniu właściwego klimatu, ale największy w tym udział mają wspomniane wizje. Ekran wtedy zaczyna drżeć, pojawiają się poziome pasy oraz zarysy postaci, które opowiadają o rzeczach związanych z danym pomieszczeniem. Wiem, że moje słowa nie są w stanie dokładnie opisać tego, jak to się prezentuje na monitorze, ale na mnie te fragmenty mocno oddziaływały i spowodowały opad szczęki. Naprawdę, wizualnie ten tytuł jest bardzo mocny.
Dźwiękowo jest co najmniej tak samo dobrze, a może nawet lepiej. Naprawdę każdy odgłos, jaki usłyszymy, brzmi bardzo realistycznie – niezależnie od tego, czy to skrzypienie butów na śniegu, czy płynąca woda, czy wiatr wiejący na zewnątrz, czy cokolwiek innego. Do tego należy dodać nieźle dobrane głosy – zarówno naszego bohatera, jak i postaci pojawiających się we wspomnianych wizjach. Oczywiście jest też muzyka, która może nie towarzyszy nam przez cały czas, ale gdy już ją słychać, to potrafi zmrozić nieco krew i wzbudzić niepokój. W tym aspekcie rozgrywki nie znajduje żadnego słabego elementu.

A czy są jakieś inne rzeczy, które negatywnie wpłynęły na mój odbiór tej gry? Dla niektórych może być to możliwość śmierci. I nie mam tu tylko i wyłącznie wspomnianej sytuacji, gdy zostałem zaatakowany przez jakąś maszkarę, ale zginąć mi się też „udało” w inny sposób. Jak? A podczas płynięcia batyskafem kilka razy przygrzmociłem o skały, w efekcie czego uległa zniszczeniu przednia szyba, przez którą wlała się woda i się utopiłem. Trzeba więc uważać, co się robi i jak, bo efekty mogą być nie takie, jakie byśmy chcieli (na szczęście można się zapisać w dowolnym momencie, więc da się temu zaradzić). A poza tym? Hmm, ciężko przyznać – fabuła niezła, klimat grozy jest wyczuwalny, zagadki ciekawe, a oprawa audio – wizualna na bardzo wysokim poziomie. Uważam, że warto zapoznać się z tym dziełem Zoetrope Interactive, nawet jeśli nie jest się fanem growych „straszydeł”.
ZALETY:
+ niezła fabuła
+ ciekawe zagadki
+ świetna oprawa audio – wizualna
+ można się przestraszyć
WADY:
- można zginąć (nie tylko z powodu różnych maszkar)
P.S. Wyjątkowo nie wystawię (na razie) „Conarium” oceny punktowej, gdyż od wydawcy dostałem kod do wersji preview (dziękuję i za to). Gdy tylko zagram w pełną wersję, to ocena punktowa się pojawi (możliwe też, że pewnej modyfikacji ulegnie lista zalet i wad, zwłaszcza w kwestii fabuły i zagadek).
