
Nie wiem jak Wy, ale ja osobiście lubię niespodzianki. Wynika to z faktu, że jest to dla mnie oznaka kreatywności osoby wręczającej prezent, którego zawartości osoba obdarowywana nie zna. Nie jest to pójście na łatwiznę, czyli spytanie się, co ktoś chce dostać. Co prawda, czasem niespodzianki bywają nietrafione, ale mi osobiście zdarza się to niezwykle rzadko. Wspominam o tym, bo recenzowana tu gra była dla mnie taką „niespodziewajką”. Czy miłą – tego się dowiecie na końcu.
Przed zagraniem w ten tytuł co nieco o nim słyszałem, np. to że głównym bohaterem jest chłopiec z głową – żarówką, którą może on odczepić od reszty ciała i która może się swobodnie poruszać. I to faktycznie jest, więc co mnie zaskoczyło? Otóż przede wszystkim historia. Oczekiwałem bowiem, że wspomniany chłopiec będzie sobie podróżował przez świat gry, rozwiązywał różne zagadki, używał wielu przedmiotów by ostatecznie wykonać swoje główne zadanie. A co dostałem? Coś, co trudno nazwać przygodówką, bo na dom, w którym mieszka nasz chłopiec ze swym dziadkiem i zwierzątkiem napadły różne maszkary i trzeba czasem przed nimi uciekać, a czasem walczyć. Można wręcz powiedzieć, że jest to surviwal horror, w którym zginąć jest naprawdę łatwo (jest nawet osiągnięcie Steam, które dostaje się za zginięcie na wszelkie możliwe sposoby, a tych jest „na oko” ze dwadzieścia, albo i więcej). Co więcej, potwory, które staną nam na drodze są dość „specyficzne” i mogły powstać tylko w jakimś chorym umyśle. Przykłady? Proszę bardzo – wielki, bezgłowy kurczak; olbrzymi pająk plujący jadem czy też gigantyczna... kupa wydająca z siebie przeraźliwe dźwięki. Co prawda, od czasu do czasu mamy spokojniejsze etapy „wspominkowe”. W nich, nasz bohater przypomina sobie różne rzeczy, np. jak to razem z dziadkiem i swym zwierzakiem wędkowali czy podlewali roślinki. Te fragmenty są niestety rzadkie i dosyć krótkie, choć cały tytuł długością nie grzeszy. Mnie udało się dojść do końca w około trzy godziny, i to pomimo moich wielu zgonów. Z jednej strony to dobrze, bo produkcja Bulbware nie rzuciła mnie na kolana, ale z drugiej – może jakby przejście całej fabuły trwało dwa razy dłużej, to znalazłoby się w niej więcej fajnych elementów, a tym samym cała gra byłaby lepsza. Tego nie wiem, a skoro tak, to ten element oceniam negatywnie, bo było to dla mnie rozczarowanie.

Zagadkowo też mogło by być lepiej. Jeśli chodzi o zadania z użyciem zawartości naszego ekwipunku, to owszem występują takowe, i to nawet jest ich całkiem sporo, jak na tak krótką grę. Stopień ich trudności zbyt wysoki nie jest, co wynika choćby z faktu, że nie często jest na dane mieć więcej niż jedną rzecz w kieszeni, a to, co się w niej znajduje wykorzystujemy w sposób „prawilny”, czyli zgodny z ich standardowym zastosowaniem. Jeśli idzie o łamigłówki nieprzedmiotowe to ich praktycznie rzecz ujmując nie ma. Są za to elementy zręcznościowe, których prawdziwą kumulację mamy w walce z ostatnim bossem. Składa się ona z bodajże czterech etapów podczas których musimy wykonać określoną sekwencję czynności. W każdej z rund trzeba unikać pułapek, bo można zostać zmiażdżonym, usmażonym, posiekanym lub zatrutym chmurą toksycznych oparów. Co prawda, po pokonaniu każdej, nawet najmniejszej trudności, gra zostaje automatycznie zapisana, dzięki czemu ten boss jest w ogóle możliwy do pokonania, ale i tak zamiast tej czy innej potyczki wolałbym jakąś tradycyjną łamigłówkę, choćby była to kolejna wersja czegoś, co widzieliśmy już setki razy (składanie listu/obrazka z podartych elementów; slider itp.). Szkoda, bo mogło być fajnie, a nie jest.

Graficznie jest za to bardzo ciekawie. Interesującym zabiegiem jest fakt, że wykorzystano jedynie trzy kolory: czarny, czerwony i zielony w różnych odcieniach. Daje to bardzo zaskakujący efekt i tworzy fajny klimat. Zastrzeżeń nie mam też do animacji – wyglądają bardzo dobrze, szczególnie podobało mi się, gdy nasz bohater oddzielił swą głowę od reszty ciała i chcąc przemieścić się z punktu A do B albo się toczył, albo skakał po żyrandolach. Pozostałe (ruchy latających stworzeń, powolny chód dziadka, płonący ogień itd.) też niczym im nie ustępowały. Z oprawy wizualnej podobało się mi też to, że nasz przodek został przedstawiony jako postać z głową w kształcie klosza od lampy naftowej – był to taki fajny smaczek pokazujący, jak ewoluowało domowe oświetlenie na przestrzeni lat. Jak dla mnie grafika w tym tytule należy do najmocniejszych (o ile nie jest to najmocniejsza) stron tej produkcji.
Dźwiękowo też jest dobrze. Odgłosy wydawane przez potwory potrafią przestraszyć, zwłaszcza jeśli ktoś gra w nocy mając na uszach słuchawki. I nie mam tu tylko i wyłącznie na myśli ich „odgłosy paszczą” ale też np. stukanie spowodowane przed biegnący bezgłowy drób. Muzyka przygrywająca w tle jest właśnie tłem – nie specjalnie zapada w pamięć. Przechodząc „Bulb Boya” nie zwracałem na nią zbytniej uwagi, choć owszem słyszałem, że z głośników dochodzi coś więcej niż tylko krzyki naszego żarówkowego chłopca. No właśnie – wspomniany chłopiec, podobnie jak inne postacie nie są dubbingowane, a wydają z siebie jedynie proste odgłosy typu okrzyk przerażenia, śmiech czy pojękiwanie. Moim zdaniem to całkiem ciekawy i udany zabieg, tak więc i tę stronę gry oceniam pozytywnie.

Z pozostałych aspektów powiem tylko, że sterowanie jest bardzo proste, bo to tradycyjne point and click. Fajnym momentem było to, gdy przez chwilę można było pokierować dziadkiem. Nie dość, że porusza się znacznie wolniej niż jego wnuczek, to jednak czasem się zatrzymuje i przysypia, więc trzeba go obudzić klikając intensywnie LPM. Poza tym wszystko jest jak w wielu innych produkcjach, np. autozapis i brak możliwości zapisywania się w dowolnym momencie. Poza tym, na początku miałem chyba jakiegoś buga. Otóż bowiem chciałem ustawić sobie nieco wyższe opcje graficzne w efekcie czego po uruchomieniu gdy miałem obraz... do góry nogami. Przez krótką chwilę myślałem, że to może jakiś żart twórców i tak ma być, ale szybko się zorientowałem, że jednak nie. Na szczęście wystarczyło wrócić do podstawowych opcji wyświetlania obrazu i wszystko było OK.
Podsumowując „Bulb Boy” to krótka gra, dobrze wykonana od strony technicznej, ale fabularnie i zagadkowo strasznie się rozczarowałem. Szkoda, bo ta gra ma swoje momenty, ale niestety, nic poza tym. Osobiście tej gry nie będę ani nikomu polecać, ani nikomu odradzać. To typowy przeciętniak – można zagrać, zwłaszcza jak się kupi tę grę za parę złotych. W każdym innym wypadku można sobie darować.
OCENA GRY: 5/10
ZALETY:
+ grafika
+ oprawa audio
+ kilka fajnych momentów (np. sterowanie dziadkiem)
WADY:
- bardzo krótka
- słabo wypada zagadkowo
- dużo elementów zręcznościowych
- brak zapisu w dowolnym momencie
