W tej chwili nie używam solucji w ogóle od wielu lat. Zdecydowana więc większość mojego "urobku" to gry bez korzystania z pomocy. Plusy takiego grania widzę dwa: po pierwsze satysfakcja. Po drugie, zauważyłem, że po kilku latach, po prostu zapominam zagadki i bywały gry które przechodziłem dwukrotnie i więcej (np Indiana Jones and the fate of Atlantis, The Dig, Książe i Tchórz), kompletnie nie pamiętając zagadek w całości lub większości. I za każdym razem potrafiłem się zaciąć gdzie indziej

A minusy? No cóż, po pierwsze mam dość długą listę gier które pokonały mnie intelektualnie (np Monkey Island 4) i stoję od lat w miejscu. MI4 to już zaraz 25 lat będzie jak stoję ale trudno. Festina lente. Mam też gry które nie wciągnęły mnie zbytnio, mimo że zabrnąłem myślę daleko (np Deponia, The New Beginning) to kompletnie mnie nie kręcą i nie chce mi się do nich wracać. A takich które ledwo zacząłem i wyłączyłem to mam na pęczki. Bywa też że mam kilkumiesięczny wstręt do przygodówek po skończeniu jakiegoś trudnego dla mnie tytułu. GK3 ukończyłem w czerwcu ubiegłego roku i od tamtej pory nie grałem w pnc w ogóle. I chyba jeszcze poczekam trochę, bo póki co tylko The Old Skies zapowiedziane na marzec 2025 mnie trochę elektryzuje. Oczywiście ten stan się pewnie zmieni, tak jak zawsze to bywało. Liczę na to, bo mam jeszcze sporo tytułów, rozpoczętych lub nie, na swojej "to do list".
Bardzo nie lubię ślepych zaułów w grach przygodowych i tym samym spora część ultra klasyków, mimo że rozpoczęta, to leży od lat i boję się że jeszcze poleży. Ale kilka takich ananasów udało mi się przejść, niemniej, nie lubię tego bardzo. Ale dobra, na wszystko jest czas i miejsce więc może jeszcze będę czerpać radość z takich utrudnień.