Post
autor: qwerty » 05 grudnia 2015, 15:29
Jako prywatny detektyw zostajesz zatrudniony do rozwiązania sprawy morderstwa ojca Sylvii Linsky. Policja nie zauważa niczego podejrzanego i stwierdza samobójstwo. Oczywiście córka w to nie wierzy. Na dobry początek dostajesz 10 kawałków i kilka adresów do zbadania. Między lokacjami przemieszczasz się przy pomocy tzw. speedera, aeromobila, latającego samochodu. Twórcy początkowo robili symulator lotu, ale podczas prac warstwa fabularna rozrosła się na tyle, że to co początkowo miało być głównym daniem stało się przystawką. Jest to integralna część gry, ale na szczęście można włączyć autopilot. Niestety czasu przyśpieszyć się nie da. Miejcie na uwadze, że niektóre lokacje są oddalone od siebie o kilkaset mil, co zabiera kilka minut czasu rzeczywistego patrzenia się na ubogi krajobraz. Akurat pod względem graficznym części symulacyjnej nie można niczego zarzucić. Tak wyglądały gry z tego gatunku na przełomie lat 80/90.
Daniem głównym jednak jest przesłuchiwanie rozmówców i przeszukiwanie lokacji. Pytania zadaje się poprzez wpisywanie haseł, ale są tutaj istotne ograniczenia spłycające tę część. Otóż poza hasłami podanymi w instrukcji (8) gra rozumie tylko imiona i nazwiska. Szybko gracz zaczyna zdawać sobie z tego sprawę, żałując kilku potencjalnych wątków. Dodatkowo w każdym momencie istnieje możliwość zastraszenia lub przekupstwa. Grożenie często nie daje żadnych rezultatów, ale czasami pozwala zaoszczędzić pieniądze. No właśnie. W Mean Streets zaimplementowana jest ekonomia. Pieniądze wykorzystuje się tylko w jednym celu - zdobywania informacji. Podczas rozgrywki gracz ma wiele możliwości zasilenia swojego portfela dodatkową gotówką. Gdzie? W lombardzie. Każdy przedmiot można spieniężyć, ale odkupienie go (gdy okaże się ważny dla linii fabularnej) kosztuje podwójnie. W skrócie: główny bohater (Ty!) jest złodziejem.
Elementy strzelankowe też się znajdą. Niektóre lokacje są strzeżone przez nieskończoną liczbę przeciwników. Ekran zmienia się na widok z boku i zadaniem gracza jest przejście dwóch ekranów w prawo, starając się wykorzystać krótkie okienka czasowe, kiedy przeciwnicy nie strzelają. Amunicja NIE jest nieograniczona. Etapy te są dość proste, a w menu głównym można wybrać 1 z 3 poziomów trudności (grałem na 2).
Już słyszę pytanie: "Wszystko (nie)fajnie, ale gdzie są zagadki?". Są. A właściwie to ich nie ma. Przedmioty z ekwipunku używane są automatycznie. Nie jest tego jednak dużo. Dużo za to jest przeszukiwania. Schowków, szafek, szuflad jest całe zatrzęsienie i każde można otworzyć. Klucze i przyciski są sprytnie poukrywane. To ważne, szczególnie, że czasami odpala się alarm i trzeba w ciągu kilku minut go wyłączyć. Koniec gry też jest czasówką, na którą dostaje się całą minutę.
Trochę się rozpisałem, a nie napisałem najważniejszego. Gra przynudza mimo całkiem ciekawej historii. Jest nieznośnie żmudna i uboga dźwiękowo. Humor a'la Al Lowe może się podobać. Dziękuję za uwagę.
4+/10
Na tapecie:
Przygodówka: Professor Leyton and the Diabolical Box (NDS)
RPG: Final Fantasy (PSP)
Taktyczna: -
Survival Horror: Silent Hill
FPS: XIII
Akcja: Nier Automata
Logiczna: Babel Tower