W grze wcielamy się w postać kobiety, która umarła i została przywrócona do życia jako mechaniczna lalka. Jej wiotką postać możemy podziwiać na każdej planszy, a klucz sterczący z tyłu jej głowy nawet jakby dodawał jej wdzięku. Dobrze w każdym razie, gdyby nie przeszkadzał, bo to jeden z nielicznych w programie animowanych elementów. Natomiast statycznych plansz znajdziemy w grze kilkanaście, ładnie zaprojektowanych i starannie wykonanych. Gorzej, że niewiele na nich do zrobienia.
Po kliknięciu wybranego punktu planszy bohaterka przejdzie do niego i / lub skomentuje widok, jednak jego zbliżenie pojawi się niezmiernie rzadko. Niektóre przedmioty trafią do ekwipunku, gdzie możemy próbować je łączyć, wyjmować i używać na wybranych obiektach. Jeśli doliczyć do tych czynności rozmowę (owszem, jest właściwie jedna), to starczyłoby na pół godziny zabawy. Na szczęście, a może nieszczęście, są jeszcze dokumenty!
Budząc się z martwych, bohaterka nie ma pełnej świadomości swojego stanu. Nie pamięta przeszłości. Odtwarza ją, znajdując strony z dzienników innych mieszkańców rezydencji. Problemem jest brak proporcji między tymi zapiskami a innymi czynnościami przewidzianymi do wykonania w grze. Osiemnaście dużych kart, na ogół zapisanych maczkiem! Hm... Nie wiem, który gracz tyle wytrzyma, a trzeba przez to przebrnąć, by odkryć wszystkie zawiłości gotyckiej fabuły Belladonny. Mnie nie starczyło cierpliwości i być może dlatego dopiero prowokacyjna plansza końcowa skłoniła mnie do zastanowienia.
Sądzę, że gra w pewien sposób wpisuje się w genderowsko-feministyczną dyskusję o płci. W Belladonnie kobiety porzucają konwenanse, mimo woli popychając do działania doktora. Jedno morderstwo pociąga za sobą następne, a w końcu dziewczynki stają się niegrzeczne, a chłopcy zaczynają płakać. Czy jednak w życiu naprawdę chodzi o takie odwrócenie ról? Jest w zakończeniu gry jakaś dająca do myślenia ironia. Tu nikt – ani nieszczęśliwe kobiety, ani szalony mężczyzna – nie pozostaje bez winy, każdy ma coś na sumieniu.
Moim zdaniem, fabuła to mocna, ale niewykorzystana strona gry. Przedstawienie tak znacznej części zdarzeń w postaci dokumentów nie wydaje mi się dobrym posunięciem, mimo że sam twórca mówi o powiązaniach programu z dziewiętnastowieczną literaturą gotycką. W stosunku do liczby i objętości zapisków właściwa rozgrywka jest zbyt krótka, nawet jak na ten typ gier, a mam na myśli proste gry niewielkich rozmiarów. Mam wrażenie, że w swojej klasie Belladonna plasuje się pośrodku skali, ale dla miłośników wielogodzinnych sesji z przygodówkami będzie to gierka typu zagraj i zapomnij.
Zalety:
- grafika – staranna, prerenderowana, przygotowana w programie Visionaire Studio,
- fabuła – interesująca, gotycka, nawiązująca do opowieści o Frankensteinie, z miłymi dla oka potworami,
- rozgrywka – zbieranie i używanie przedmiotów oraz czytanie dokumentów, bez elementów zręcznościowo-czasowych,
- interfejs – prosty, obsługiwany lewym przyciskiem myszy i klawiszem ESC (wyjście do menu),
- plik config – łatwo dostępny, umożliwiający zmianę parametrów wyświetlania programu,
- zapis – w dowolnym momencie rozgrywki.
- brak proporcji między elementami rozgrywki – dużo dokumentów, mało zagadek,
- zapis – w jednym, nadpisującym się pliku, bez dostępu z poziomu gry.