Będzie on o piątej (a właściwie to szóstej, wliczając tę fanowską z numerkiem 2,5) odsłonie bardzo znanego, przygodówkowego cyklu jakim jest Broken Sword. Ten ma podtytuł „Klątwa Węża”, i choć opowiada całkiem nową historię, to zawiera się w nim sporo znanych (i lubianych) elementów. Zaczyna się dosyć standardowo – w małej paryskiej galerii o nazwie „Le Lezard Bleu” otwarto nową wystawę. Głównym jej punktem jest obraz o tytule „La Malediccio”. Zapewne nie byłoby w tej wystawie nic ciekawego, gdyby nie to, że wspomniany obraz zostaje skradziony, a jeden z pracowników galerii - zastrzelony. Jak też nietrudno się domyślić w całą sprawę wmieszani zostaną również George i Nico, gdyż oboje byli w „Niebieskiej Jaszczurce” w chwili popełnienia obu tych przestępstw. Z biegiem śledztwa, które zaprowadzi tę parę do Londynu, Hiszpanii oraz Iraku, dowiemy się, że „La Malediccio” jest bardzo ważnym i cennym malowidłem dla gnostyków, oraz że stanowi ono klucz do odnalezienia pewnego artefaktu zwanego Tabula Veritatis. Czy muszę dodawać, że artefakt ten chce zdobyć również główny przeciwnik „Żorża”? Albo, czy trzeba mówić, że Tabula w niepowołanych rękach może sprowadzić zagładę na cały świat i że tylko nasi bohaterowie mogą ocalić ludzkość? Cóż, przerabialiśmy to już tak wiele razy w różnych grach, że nie jest to dla nikogo żadnym zaskoczeniem, ze tak to wygląda w tej historii. Nie oznacza to jednak, ze jest ona nudna, o nie. Ja bawiłem się naprawdę dobrze przy najnowszym Złamanym Mieczu. Co prawda, została ona podzielona na dwa epizody, ale kupując wydanie pudełkowe, otrzymujemy oba. Zapewniły mi one ponad osiem godzin rozrywki, co jak na współczesne standardy jest wynikiem ponadprzeciętnym. W sumie więc za fabułę należy się plus.
Za to kilka zdań poświęcę interfejsowi. Patrząc na niego (i korzystając z niego podczas zabawy), ma się wrażenie powrotu do przeszłości. A wszystko dlatego, że jest on praktycznie taki sam, jak w dwóch pierwszych odsłonach cyklu – kursor w postaci ręki, który zmienia kształt w zależności od czynności; tematy dialogowe w postaci obrazków w pasku na dole ekranu itp. To sprawia, że ortodoksyjni fani serii poczują się tu jak ryba w wodzie.
Na szczęście twórcy muzyki i oprawy dźwiękowej zafundowali nam coś, co pasuje do XXI wieku, a nie tylko piski z PC Speakera. Co więcej, zrobili to naprawdę dobrze, bo muzyka dobrze oddawała wydarzenia na ekranie i potrafiła się do nich dostosować. Dźwiękowo i dubbingowo (oczywiście nie po naszemu) jest w porządku, trudno się do czegoś przyczepić. Choć oprawa muzyczna nie zapada na wiele dni w pamięć, to nie przypominam sobie również, aby coś w niej mi się nie podobało, dlatego zaliczę ją do zalet tej produkcji.
A jak jest z polonizacją? Polscy dystrybutorzy chyba wyszli z założenia, że skoro przygodówki nie są tak popularne, jak strzelanki czy „erpegi”, to tej nielicznej (aby na pewno?) grupce fanów wystarczy wersja kinowa. W efekcie mamy przetłumaczone jedynie napisy, a dialogi – już nie doczekały się rodzimego dubbingu. I choć polski tekst jest poprawny ortograficznie i stylistycznie, i poważnych baboli w nim nie napotkałem, to szkoda, że bohaterowie nie mówią po naszemu.
Jaka jest więc ta gra? Na pewno dobra – ma ciekawą, choć sztampową, fabułę, niezłe zagadki, graficznie i muzycznie też dobrze, choć w pewnym kwestiach (statyczność) mogłoby być lepiej. Do tego jest całkiem śmiesznie i po polsku, a w wersji pudełkowej dostajemy również wydrukowaną solucję. Poza tym ta produkcja powinna zadowolić także fanów retro (styl graficzny, interfejs, znajome postacie z poprzednich części). Z tych też powodów polecam ją wam serdecznie, tym bardziej, że od jej premiery już nieco czasu minęło, co sprawiło, że możną ją kupić w naprawdę rozsądnej cenie.
ZALETY:
+ ciekawa fabuła
+ zagadki i łamigłówki
+ grafika
+ humor
+ oprawa audio
+ polonizacja
+ interfejs
WADY:
- znowu ratujemy świat
- statyczne lokacje
- odczytywanie znaków z Tabuli