
Tytułowy Raven to genialny złodziej, który zyskał swój przydomek, gdyż na miejscu zbrodni zostawiał krucze pióro. Jego łupem padały cenne przedmioty, nic więc dziwnego, że gdy znany (i bardzo cenny) klejnot o nazwie Oko Sfinksa miał odbyć podróż z Londynu do Kairu, to starano się zabezpieczyć możliwie maksymalnie podróż Oka, aby nie padło ono łupem Kruka. Jedną z osób mających dbać o bezpieczeństwo jest niejaki Jakob Anton Zellner – konstabl ze Szwajcarii, który w Zurychu wsiada do Orient Expressu, którym przewożony jest wspomniany cenny ładunek. Tym środkiem lokomocji dociera on do Wenecji, skąd wypływa statek o nazwie MS Lydia.


Zwiększała ją również bardzo klimatyczna oprawa wizualna. Szczególnie docenić ja powinni fani twórczości Agathy Christie i postaci przez nią stworzonej – Herculesa Poirota. Nie wiem, jak to było w przypadku innych osób, ale jak dla mnie skojarzeń ze słynnym belgijskim detektywem nie brakowało. Pierwszym była postać Zellnera – aktor wyglądający jak on mógłby być dublerem Davida Sucheta (czyli człowieka wcielającego się w Poirota w wielu filmach nakręconych na podstawie powieści Agathy Christie). Po drugie – podróż Orient Expressem przywołała mi natychmiast powieść o morderstwie w nim popełnionym. Po trzecie – podróż statkiem (co prawda po morzu, a nie po rzece, ale z podobnymi „atrakcjami” w jej trakcie) zapaliła w mojej głowie lampkę o nazwie „Śmierć na Nilu”. A to tylko przykłady najbardziej rzucające się w oczy, zapewne było coś więcej, ale o tym zapomniałem. Wspominam o tym, gdyż dla mnie te skojarzenia są jak najbardziej pozytywne. W końcu skąd czerpać wzorce dobrej opowieści kryminalnej, jak nie od mistrzyni tego gatunku?

Na szczęście dźwiękowo i muzycznie wszystko gra (dosłownie i w przenośni). Wszelkie odgłosy brzmią naturalnie, głosy postaci dobrze dobrano (lecz czasem dziwnie milkną, choć wyświetlające się u dołu kwestie dialogowe sugerują, że rozmowa się jeszcze nie skończyła), a kawałki przygrywające w tle są miłe dla ucha, choć na dłużej w pamięci nie pozostają. A w zasadzie nie zostają, ale z jednym wyjątkiem – jeden kawałek mi się skojarzył nieco z fragmentem ścieżki dźwiękowej filmu „Poszukiwacze Zaginionej Arki”. Jeśli o mnie chodzi jest to bardzo dobre skojarzenie, bo rzeczony film bardzo lubię i nieraz go sobie odświeżam, choć znam go praktycznie na pamięć, podobnie jak soundtrack z niego. To skojarzenie jest miłym smaczkiem, dzięki czemu muzyka w tej grze zasługuje na miano co najmniej bardzo dobrej.
Nieco niżej oceniam polonizację, choć od razu trzeba zaznaczyć, że wykonała ją grupa osób z redakcji jednego z polskich czasopism branżowych, a nie profesjonalni tłumacze gier. Skupili się oni na tekście, pozostawiając angielski dubbing. Generalnie wyszło im nieźle, choć nie ustrzegli się wpadek. Największa z nich dotyczy pomylonych płci – jakąś kwestię wypowiada kobieta, a w polskim tłumaczeniu użyto męskich form czasowników. Poza tym poprawnie, ustrzeżono się zwłaszcza różnych błędów ortograficznych czy interpunkcyjnych.
Ogólnie rzecz biorąc „The Raven: Dziedzictwo Mistrza Złodziei” to solidny tytuł. Jego główne atuty to ciekawa fabuła zwieńczona zaskakującym zakończeniem, klimat z powieści Agathy Christie, niezłe zagadki czy udana oprawa audiowizualna. Nie ustrzeżono się jednak kilku, nieco denerwujących błędów, ale i tak uważam, że jest to gra, po którą każdy miłośnik dobrych, przygodówkowych kryminałów sięgnąć powinien.

ZALETY:
+ fabuła
+ zaskakujące zakończenie
+ klimat z powieści Agathy Christie
+ ciekawe zagadki
+ niezła oprawa graficzna
+ muzyka
+ polonizacja (wrażenie ogólne)
WADY:
- postać może się zaklinować
- czasem nie widać aktywnych punktów
- pomyłki „płciowe” w polonizacji