Hiszpańska firma zadebiutowała w roku 1996 przygodówką "3 czaszki Tolteków", bardzo silnie utrzymaną w stylu produkcji Lucas Arts - gra była wyładowana nieco zwariowanym humorem, stosowała też podobny system komend i inwentarza do tego, który mogliśmy widzieć choćby w drugiej części Monkey Island. Nie był to może debiut szczególnie odkrywczy, grę na pierwszy rzut oka można było spokojnie pomylić z tytułami konkurencji, nie powinno jednak umniejszać to zasług studia, które stworzyło przygodówkę mogącą spokojnie stawać w szranki z najlepszymi reprezentantami gatunku tamtych czasów. Niestety, mimo swoich niewątpliwych licznych zalet i dobrych ocen "3 czaszki Tolteków" nie zyskały nigdy większej, należnej im sławy i rozgłosu - czy była to kwestia regionu, niewłaściwego marketingu, a może po prostu przyćmienia przez inne produkcje tamtych lat? Ciężko dziś na to pytanie znaleźć odpowiedź, jednak faktem pozostaje, że było to największe dzieło hiszpańskiego developera, który niestety nie podążył wówczas za ciosem, zamiast tego bez większego powodzenia próbując swych sił w innych gatunkach gier. "3 czaszki Tolteków" to jednak tytuł, który zasługuje na chwilę wspomnień. Przyjrzyjmy się więc mu bliżej.
Już pierwsze sekundy intra, w których mamy okazję zaobserwować wylegującą się leniwie na słońcu jaszczurkę oraz napis o ładnie wystylizowanym foncie informujący nas, że rzecz się dzieje w Arizonie roku 1866, pozwalają nam domyślać się o tej produkcji dwóch rzeczy. Pierwsza - mamy tutaj do czynienia z grafiką typowo kreskówkową. Druga - że czeka nas opowieść o Dzikim Zachodzie. I w rzeczy samej, po chwili już widzimy scenę rodem ze spaghetti westernu - pustynna, upstrzona skałami sceneria wypełnia się strzałami coltów, gdy kilku jadących konno zbirów usiłuje dopaść uciekającego powozem staruszka. Wymiana ognia ma się już skończyć tragicznie, lecz wtedy na scenę wkracza nasz bohater - Fenimore Fillmore, rzekomy artylerzysta i dezerter - który celnymi strzałami powstrzymuje złoczyńców przed dobiciem ofiary oraz kradzieżą jednej z tytułowych, złotych czaszek. Tym samym zyskuje szansę wzięcia udziału w poszukiwaniach, które doprowadzić mogą go do legendarnej fortuny skrytej przez plemię Tolteków. Droga nie jest jednak prosta, w sprawę zaangażowani są mnisi z kapucyńskiego klasztoru, dowództwo fortu wojennego, lokalni Indianie czy też meksykańscy rewolucjoniści. Na drodze bohatera staną więc rozmaite przeszkody, niesprzyjające zbiegi okoliczności i przedziwne charaktery.
Wspominana powyżej kreskówkowość tej produkcji nie kończy się jedynie na gagach czy sposobach interakcji z otoczeniem - gra ma bowiem bardzo do tego dopasowaną również szatę graficzną, która przywodzi silnie na myśl komiksy czy serial animowany o Lucky Luku (przy czym możliwości zainspirowania się tą właśnie serią nie można chyba jednoznacznie wykluczyć). Zarówno tła jak i postacie są ręcznie rysowane, w charakterystyczny, nieco karykaturalny sposób, same postacie są dodatkowo też wspaniale zanimowane - i to nie tylko w przerywnikach filmowych. Ciężko byłoby chyba wskazać grę point&click z grafiką 2d, przynajmniej z ówczesnych czasów, która bardziej zbliżyłaby się swoją formą do filmu animowanego. Tu bowiem nie tylko nasz bohater swym typowo kowbojskim chodem kroczy przez ekran w miły dla oka, płynny sposób. W grze występuje cała gama postaci , które zamiast oczekiwać w bezruchu aż raczymy do nich zagadać, zajmują się swoimi czynnościami. Indianin w wiosce cierpliwie ostrzy patyk nożem, od czasu do czasu dłubiąc nim między zębami. Szeregowcy na placu wojskowego fortu ćwiczą salutowanie, podczas gdy nad ich głowami wartownik patrolowym krokiem przemierza palisadę. Szeryf tasuje karty, sklepikarz przechadza się po swym przybytku, a Meksykanin... śpi, lecz możemy wciąż zobaczyć, jak unosi się nieco w sennym oddechu. Zdecydowana mniejszość postaci tkwi w tej grze całkiem nieruchomo, dzięki czemu poszczególne plansze mogą sprawiać wrażenie kilku sekund filmu animowanego, wyrwanych i zapętlonych. Są to może drobiazgi, lecz drobiazgi, które kosztują na pewno twórców dodatkowy wysiłek i tym bardziej cieszą oko... Choć cieszyć mogłyby bardziej, gdyby grafika nieco lepiej zdała próbę czasu. Mówimy tu jednak o tytule dziś już dwudziestoletnim, który funkcjonował jeszcze pod DOS-em i wczesnymi Windowsami, nieco więc archaiczna rozdzielczość odbiera część uroku grafice - kontury postaci tracą równość na rzecz pikseli. Sam fakt animowanych ruchów postaci wiąże się niestety też z pewną niedogodnością: otóż czasem usiłując wykonać akcję czy nawiązać dialog, musimy cierpliwie odczekać aż poruszający się NPC znajdzie się w tym punkcie swej animacji, który na interakcję pozwala. Potrafi to być trochę żmudne i męczące, zwłaszcza że niektóre postacie musimy zagadywać po wielokroć - dialogi są po prostu źle oskryptowane. Często kończąc jakąś część wypowiedzi, bohaterowie kończą całą rozmowę, aby więc spróbować innej opcji dialogowej lub podjąć się innego tematu, musimy zagadać od nowa - co potrafi zirytować, zmuszając nas do odsłuchiwania znów tych samych kwestii. Z drugiej strony gra trochę nam równoważy zmarnowany w ten sposób czas dzięki dość chyba rzadkiej w tamtych latach opcji skracania drogi głównego bohatera poprzez dwukrotne kliknięcie - co warto odnotować, nie tyczy się to jedynie przejść między lokacjami (do czego obecnie przyzwyczaiło nas już wiele gier), lecz także interakcji z postaciami i przedmiotami, co nie jest powszechnym ułatwieniem nawet w dzisiejszych produkcjach. W "3 czaszkach..." przydaje się to szczególnie, ponieważ nasz bohater demonem szybkości nie jest (przynajmniej nie pieszo).
Mówiąc o samej grze, warto też wspomnieć o jej polskim wydaniu - tytuł doczekał się bowiem kinowej polonizacji. Fakt warty odnotowania, gdyż w 1997 (rok wydania w naszym kraju) tłumaczenie gier przygodowych nie było jeszcze tak powszechną praktyką. Niestety, w samym efekcie widać to bardzo boleśnie, gdyż "3 czaszki Tolteków" przez ów nie do końca przetarty szlak nie przedarły się bezboleśnie - w otrzymywanym tekście nie brakuje błędów, czasem efekt translacji bywa mętny, często postać mówi tak naprawdę co innego, niż możemy przeczytać. W dwóch miejscach pojawiają nam się też kwestie po angielsku. Polonizacja nie wygląda więc najlepiej, po prawdzie to dziś bez trudu można znaleźć fanowskie tłumaczenia gier wykonane z większą starannością, niż owo (rzekomo) profesjonalne. Mimo wszystko jednak lekki ukłon w stronę wydawcy powinien się należeć, za to że zrobił, co mógł, aby graczom przybliżyć historię o skarbie Tolteków w jak najprzystępniejszej formie.
Plusy:
+ Klimat i fabuła to gratka dla fanów westernów.
+ Kreskówkowy, lekko zwariowany humor.
+ Porządnie animowana, staranna oprawa graficzna.
+ Rozwiązania zabawne, lecz nie absurdalne.
Minusy:
- Uciążliwe prowadzenie dialogów
- Muzyki więcej nie ma, niż jest.
- Czasem animacja zmusza nas do czekania.