
Tytuł ten to prawdziwa hybryda – na pierwszy rzut oka wygląda jak coś w rodzaju przygodówkowego i detektywistycznego GTA, na drugi przypomina Mafię. W sumie nie można nazwać go ani grą akcji, ani adventure, bowiem elementów tego drugiego typu jest za mało i są zbyt uproszczone, z kolei te pierwsze, choć licznie obecne, można spokojnie pominąć.
Pierwotnie L.A. Noire wydano na Playstation 3, następnie na Xboksa, a z czasem uznano, że oprócz wersji konsolowych mogłaby też powstać edycja PC. Niestety fakt, że mamy do czynienia z konwersją z konsoli, bywa chwilami boleśnie i irytująco odczuwalny. Doskwiera przydługawe ładowanie się menu oraz to, że gry nie można zapisać samemu – od czasu do czasu następuje autosave, więc by móc oderwać się od zabawy, trzeba dotrwać do momentu, w którym trafimy na checkpointa. Ponadto jest to niewątpliwie pozycja przeznaczona dla osób anglojęzycznych i to w stopniu dość zaawansowanym. W dialogach bowiem roi się od wyrażeń typowo slangowych i idiomatycznych, a spolszczenia brak, tak więc bez niezłej znajomości angielskiego trudno wychwycić wszystkie smaczki w grze.
Wyjątkowo interesującym elementem, związanym z detektywistycznym aspektem gry, są przesłuchania świadków i podejrzanych, podczas których na podstawie ich mimiki i gestów musimy odgadnąć, czy mówią prawdę, czy też nie. Jeśli uznamy, że kłamią, to powinniśmy jeszcze mieć jakieś dowody na poparcie takiego stwierdzenia – jeśli takowych nie posiadamy, możemy jedynie wyrazić wątpliwość co do prawdomówności przesłuchiwanego. Wybranie prawidłowej opcji podczas przepytywania świadka ma wpływ na całe śledztwo i na ocenę postępów bohatera. Jeśli się pomylimy – mniej się dowiemy i zakończenie sprawy stanie się trudniejsze. Nie jest to wcale takie proste, chociaż po kilku przesłuchaniach z dużą łatwością wyłapywałam już, kiedy ktoś łże, można bowiem ustalić pewne charakterystyczne dla kłamiących reakcje. Niemniej nie odbywa się to ściśle według jakiegoś schematu i różne osoby reagują w odmienny sposób.
Oprócz przesłuchań w trakcie prowadzenia śledztwa zajmujemy się badaniem ciał, a także dokładnym przeszukiwaniem np. mieszkania podejrzanego lub terenu zbrodni, by zebrać wskazówki potrzebne później w trakcie przepytywania świadków. Rozwiązujemy proste zagadki logiczne – fanom gier przygodowych nie powinna żadna z nich sprawić najmniejszego kłopotu – wszystkie są ściśle powiązane z fabułą.
Poza elementami przygodowymi i detektywistycznymi sporo jest typowo zręcznościowych, jak chociażby kierowanie samochodem (wybitnie utalentowana pod tym względem autorka niniejszej recenzji jeździła głównie slalomem), które – co ciekawe – ma wpływ na ocenę śledztwa. Należy więc uważać i jednak prowadzić ostrożnie, nie eksploatując zbytnio wozu, nie mówiąc już o kolizjach z innymi pojazdami czy ścinaniu latarni, bo przy podsumowaniu misji pojawia się informacja, ile też naszego bohatera będą kosztować zniszczenia auta oraz te, których dopuścił się na ulicach miasta. Na szczęście od pewnego momentu można prowadzenie bryki zrzucić na partnera.
Jakie jeszcze zadania czekają nas w L.A. Noire? Strzelamy do przestępców, bierzemy udział bójkach, niekiedy, by kogoś aresztować, musimy go najpierw złapać, a pościg oczywiście obfituje w liczne przeszkody na drodze plus wspinaczka po drabinkach czy rynnach (zdarzają się także pościgi samochodowe). Na szczęście dla tych, którzy niezbyt sobie radzą z tego typu akcjami, po trzech nieudanych próbach gra oferuje możliwość pominięcia danego wyzwania.
Przed ukazaniem się tego tytułu głośno było na temat animacji twarzy postaci, które powstawały w oparciu o specjalne sesje motion capture. Rzeczywiście mimika bohaterów budzi zdecydowany podziw – jest niesamowicie wprost naturalna i wręcz powala na kolana. L.A. Noire prezentuje niezwykle wysoki poziom oprawy wizualnej, dotyczy to również wszelkich zbliżeń postaci, nie tylko na twarze, ale np. na ręce – tak realistycznie wyglądających dłoni i paznokci jeszcze nie miałam okazji widzieć w żadnej grze. Bardzo starannie wykonano również wnętrza domów, a także pozostałe lokacje i samo miasto Los Angeles. Nie można też złego słowa powiedzieć na temat dźwięku – soundtrack jest znakomity i świetnie podkreśla klimat tej produkcji, a aktorzy podkładający głosy spisali się na medal.
Jednakże – coś za coś – po zainstalowaniu okazuje się, że gra zajmuje, bagatela, aż 16GB na dysku twardym, a przyczynia się do tego głównie, niewątpliwie zachwycająca, grafika. Z tym wiążą się, rzecz jasna, wysokie wymagania sprzętowe – mimo że według opisu na pudełku GeForce 8600 GT jest już wystarczająca kartą do odpalenia gry, udało mi się to dopiero na GeForce GT 220.
Warto więc zagrać czy nie warto? Moim zdaniem warto, o ile ktoś lubi tytuły detektywistyczne, w klimacie noir, dość mocno epatujące brutalnością i nietypowe – każdy, kto oczekuje po L.A. Noire przynależności do konkretnego gatunku, rozczaruje się. Wypadałoby też dobrze radzić sobie ze zręcznościówkami – nieustanne ich pomijanie oznacza, bądź co bądź, skrócenie zabawy, poza tym fakt, że trzeba do tego najpierw trzykrotnie zawalić zadanie, może być z czasem irytujący. Konieczna jest również niezła znajomość angielskiego, a przy tym wszystkim dobrze byłoby być jednostką płci męskiej (choć nie jest warunek niezbędny) – niewątpliwie jest to pozycja skierowana bardziej do panów. Ale i ja bawiłam się całkiem nieźle, mimo bycia kobietą (płci odmiennej

Moja końcowa ocena to 7/10