Simon the Sorcerer 4 - recenzja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Adam_OK
Moderator
Posty: 3285
Rejestracja: 24 lutego 2013, 10:28
Lokalizacja: Ząbki koło Warszawy
Podziękował(a): 76 razy
Otrzymał(a) podziękowania: 58 razy
Płeć:

Simon the Sorcerer 4 - recenzja

Post autor: Adam_OK » 16 listopada 2013, 15:57

Obrazek
Wcale nie tak dawno temu (w końcu w jego pokoju jest telewizor) żył (a może żyje nadal albo wcale nie żył?!) sobie pewien nastolatek o imieniu Simon. Nie wyróżniał się niczym szczególnym wśród rówieśników – ani posturą fizyczną ani nadzwyczajną potęgą umysłu. Miał młodszego brata, z którym się kłócił, a jego pokój przypominał pobojowisko połączone z laboratorium doświadczalnym, w którym hoduje się nowe gatunki roślin i zwierząt. W zasadzie nie miałbym o czym pisać, gdyby nie jego szafa.

Mebel ten na pierwszy rzut oka wyglądał normalnie. Stary, rozklekotany i pusty (bo ciuchy Simona leżały wszędzie, tylko nie w niej). Miał on jednak niezwykłą cechę – umożliwiał podróże do Magicznej Krainy, w której Simon stawał się czarodziejem i którą już kilkakrotnie ocalił. Od tego czasu upłynęło już nieco wody w Wiśle i nasz bohater rozkoszował się telewizją wraz z bratem. Niestety, tak jak między politykami (szczególnie polskimi), wystąpiły między nimi różnice programowe, co skończyło się tym, że Simon oberwał pilotem w głowę. W efekcie tego ujrzał wizję, a w niej Alix – swoją dziewczynę z Magicznej Krainy, która ostrzegała go przed grożącym tejże krainie niebezpieczeństwem. Cóż więc było robić – nasz milusiński uruchomił swój pojazd i przybył na ratunek. I od tego momentu zaczęły się dziać dziwne rzeczy – po spotkaniu z Alix Simon dowiedział się, że królestwu nic nie grozi, a ona sama postanowiła z nim zerwać. To go bardzo zdziwiło, więc postanowił wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi. Po chwili namysłu doszedł do wniosku, że ktoś musiał go oczernić i tym kimś jest jego sobowtór. Nie pozostało więc nic innego, jak go odszukać i odbyć z nim przyjacielską pogawędkę. Oczywiście, mimo że całość rozgrywa się w baśniowej scenerii, to nie będzie to takie proste, bo nasze przybycie (bo w końcu poczynaniami Simona kieruje gracz) wywoła sporo zamieszania. Zaowocuje to poważnymi kłopotami, a żeby się z nich wyplątać, to trzeba będzie przechytrzyć m.in. Czerwonego Kapturka (tylko niech nikt nie mówi, że to miła i słodka dziewczynka), spiskowca próbującego zdobyć tron, a nawet samego Hadesa! Zajmie nam to około 10 godzin, co należy w dzisiejszych czasach uznać za niezły wynik.

Gry o Simonie najczęściej nie grzeszyły nadmiarem zagadek. Niestety, podobnie jest i w najnowszej odsłonie serii, mamy tu bowiem na dobrą sprawę tylko jedną łamigłówkę. Polega ona na odszyfrowaniu zakodowanej wiadomości i złamaniu kodu do sejfu naszego sobowtóra. Fakt, można się na tym zaciąć, bo wiadomość ta jest bardziej zakręcona niż świński ogonek, ale to strasznie mało. Na siłę mogę zaliczyć tu również ułożenie właściwego tekstu z zupy alfabetycznej (jak widać gra ma walory edukacyjne, bo dzięki niej dowiedziałem się, że taka zupa istnieje), ale jest to wręcz banalne i zajmuje około dziesięciu sekund. Poza tym problemy jakie napotkamy rozwiążemy korzystając z ogromnej pojemności naszego kapelusza i sterty gratów, jakie w nim będziemy nosić. Pod tym względem tytuł ten mnie trochę rozczarował i strącił nieco swej magii.

Obrazek
Moi wierni czytelnicy zapewne pamiętają, że często w takich sytuacjach pisałem zdanie w stylu „Brak zagadek rekompensuje duża dawka dobrego humoru”. To zdanie pasuje również i do tej gry. Śmiać się będziemy głównie z tekstów i komentarzy Simona, których tu nie brakuje. Wystarczy przytoczyć tu choćby jego opinię o cuchnącej skarpetce zamkniętej pod kloszem czy też nawiązania do jednej z gwiazd polskiego show – biznesu. Mamy też zabawne wydarzenia (jak choćby wtedy, gdy nasz nastolatek próbował pokrzyżować plany swego sobowtóra, którego uważał za spiskowca) i postacie. Wśród tych ostatnich nie mogło zabraknąć znanych z wcześniejszych części Błotniaka i dwóch demonów, są też m.in. Czerwony Kapturek (jakiego nie znaliście) i Wlik – alkoholik. Wszystko to tworzy razem mieszankę wybuchową, która rozśmieszy nawet najbardziej zasmucone osoby.

Wspomniałem już, że rozgrywka toczy się w baśniowej scenerii. Widać to wyraźnie po grafice – jest ona bardzo kolorowa, a barwy są żywe i głęboko nasycone. Świat przedstawiony w tej produkcji jest bardzo radosny i szczęśliwy, tak jakby zawsze była tam wiosna. Oczywiście, zabieg ten wykonano celowo, ale zrobiono to z bardzo dobrym skutkiem. Ten świat jest naprawdę piękny, w zasadzie trudno wyobrazić sobie coś równie ładnego, jakieś inne miejsce dorównujące mu urodą. Cieszy mnie to podwójnie, gdyż świadczy to o tym, że twórcy wyciągnęli właściwe wnioski z poprzedniej odsłony, która wręcz odstraszała swym wyglądem. Tu jest dokładnie odwrotnie i na tym poprzestanę, gdyż brakuje mi już komplementów.

W poprzedniku najwięcej narzekań (nie licząc oprawy wizualnej) było na sterowanie. Tu również je poprawiono, a konkretniej polega to na powrocie do klasycznego point and click. Oznacza to, że wszystkie czynności wykonujemy myszą, więc obsługa tej gry to bułka z masłem. Interfejs gry zawiera też jedną, dodatkową opcję. Wiąże się ona z gwiazdkami widocznymi w dzienniku przy zadaniach do wykonania. Klikając taką gwiazdkę można uzyskać podpowiedź do danego problemu, co ułatwia zabawę. Dla jednych to wada, ale dla mniej cierpliwych albo bardziej zapracowanych to spora zaleta, bo pomaga zaoszczędzić nieco czasu i nerwów. W sumie ten element też wykonano naprawdę dobrze.

Obrazek
Zbliżając się pomału do końca tego tekstu wspomnę krótko o muzyce. Jak większość opisywanych tu cech, tak i ona jest na wysokim poziomie. Nie są to może kawałki, które zapadają w pamięć na całe lata, ale bardzo dobrze pasują one do klimatu gry. Do tego są one bardzo zróżnicowane, a ich ilość też jest odpowiednio duża. Gdy nie przygrywa nam żadna melodyjka, to można wsłuchać się w odgłosy takie jak śpiewające ptaki w lesie. Te również są wykonane poprawnie, więc nie będę się już więcej o nich rozpisywał.

Może zabrzmi to dziwnie, ale ta część, jest pierwszą, w którą grałem po polsku (a zlokalizowano także dwójkę i trójkę). I jeśli spolonizowano je równie dobrze, jak czwórkę, to będę musiał sobie je załatwić. Wiem, że zdecydowana większość graczy preferuje polonizacje kinowe, więc powinni oni być usatysfakcjonowani, bo takie rozwiązanie tu zastosowano. Skupiono się więc na tekście pisanym i widać tego efekty – napisy są klarowne, czytelne i praktycznie bezbłędne. Oczywiście, pewne drobne nieścisłości czy pomyłki się w nim zdarzają, ale na tyle rzadko, że się ich prawie nie zauważa. Jedyne, co trochę irytuje w polskim wydaniu, to brak książeczkowej instrukcji w pudełku, szczególnie że gra kosztuje blisko 50 złotych.

Baśnie zwykle kończą się weselami bohaterów z pięknymi księżniczkami, ale nie ta. Ta kończy się.... a właściwie, kto powiedział, że ona się kończy?! Przecież to, co widzimy w outrze sugeruje, że z Simonem spotkamy się jeszcze przynajmniej raz. Ja osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, pod warunkiem, że będzie co najmniej tak samo dobrze, jak teraz. Czego Wam i sobie życzę.
OCENA GRY: 8/10

ZALETY:

+ humor
+ ciekawa fabuła
+ świetna grafika
+ niezła muzyka
+ dobra polonizacja
+ poprawione błędy poprzednika

WADY:

- za mało zagadek
- brak instrukcji w pudełku

Obrazek
Czasem trzeba się cofnąć, aby móc pójść dalej.
Moja lista gier ukończonych
W sprawach forum i www piszcie: adam_ok(at)przygodomania.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „Simon the sorcerer 4: chaos happens”