
Tym razem nasi znajomi z poprzedniej części spędzali wakacje na Hawajach. Jednego dnia mieli zaplanowaną całodniową wycieczkę na wyspę Mala, gdzie mieli zobaczyć wodospady i świątynię Tiki. Plany te szybko zostały zweryfikowane, bo pilot hydroplanu, którym mieli dostać się na miejsce, tuż przed końcem podróży odszedł do lepszego świata. Może gdyby na pokładzie były dwa spadochrony, a nie jeden, to wszystko by się jakoś ułożyło. Trzeba więc było szybko podjąć męską decyzję, w efekcie której Gina wyskoczyła (z niewielką pomocą Briana) na spadochronie, a on sam próbował wylądować w jednym kawałku na wyspie. To się udało, a tuż po tym zdarzeniu nasz hero wziął się za poszukiwania swej dziewczyny, którą ostatni raz widział spadającą do jeziora. Zadanie to wcale łatwe nie było, bo z jednej strony rozpościerała się gęsta dżungla, a z drugiej były ruchome piaski i złośliwy lemur. Cóż to jednak było dla (jak go nazywał Saturn) B.B. za wyzwanie? W końcu nie z takimi rzeczami dawał sobie radę.
To, co opisałem, stanowi jedynie zalążek fabuły, która jest naprawdę dobra. W grze dzieje się bardzo dużo, następuje sporo zwrotów akcji. Często towarzyszyć im będzie zmiana lokacji – Brian i spółka zawitają nie tylko na wyspę Mala i do świątyni Tiki, ale również trafią do śnieżnej i mroźnej Alaski oraz na ciepłe wody Pacyfiku. A wszystko dlatego, że kwestia odnalezienia Giny nie będzie tak łatwa, jak by się mogło wydawać. We wszystko wmieszany jest bowiem pewien szalony pułkownik, współpracująca z nim wielbicielka jadowitych pająków oraz kosmici. Ta mieszanka jest iście wybuchowa i zapewnia bardzo dużą ilość wrażeń. Często są one takie, jakich oczekuję od dobrej gry. Niestety, „często” nie oznacza „zawsze”, jest tu bowiem jedna (a właściwie trzy) rzecz, która burzy ten piękny obraz. Myślę tu o słowach „ciąg dalszy nastąpi” widocznych na zakończenie, słowach które mnie zdenerwowały, słowach które były jak nóż wbity w plecy. Wiem, że w ten sposób twórcy gry liczą na duże zyski ze sprzedaży kolejnej części, ale przerywać akcję w najciekawszym momencie? Gdy wszystko dopiero zaczyna się wyjaśniać, gdy jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia? Przecież to nie serial, gdzie na kolejny odcinek czeka się maksymalnie tydzień, ale aplikacja komputerowa, gdzie na stworzenie sequela trzeba czekać minimum rok albo dwa. A może panowie z Pendulo chcą pójść w ślady kanadyjskiego Microids, które w podobny sposób postąpiło z „Syberią”, a później zbankrutowało? Przekonamy się sami już niedługo, może w tym przypadku będzie inaczej? Nie wiem, ale wiem jedno – nie podoba mi się to i cała sprawa odbije się na końcowej ocenie.

Teraz chciałem powiedzieć o czymś, co na pewno drobiazgiem nie jest, czyli o humorze. Jak dla mnie jest to chyba największa zaleta tej produkcji – tak dobrze nie bawiłem się od kilku ładnych miesięcy. Uśmiech na mojej twarzy pojawiał się głównie za sprawą tekstów Briana, ale nie tylko. W końcu nieczęsto ma się okazję zobaczyć jak mały chłopiec gra w ping–ponga z lemurem albo surfer ujeżdża mechanicznego byka. A zapewniam, że to tylko ułamek atrakcji, jakie przygotowali dla nas twórcy. W zasadzie tak jak w filmach z Bollywood chwila bez tańca lub piosenki to chwila stracona, tak tutaj chwila bez radosnego rżenia to czas zmarnowany. Ta gra rozbawi każdego!
W poprzednim akapicie celowo pominąłem jedną kwestię, która mnie także ubawiła i wywołała radosne wspomnienia. Jest nią ostatni rozdział, który toczy się na „Orionie” – legendarnym pirackim okręcie. Już sama tematyka i strój naszego alter ego budził pewne skojarzenia, a chwilę później utwierdziłem się w przekonaniu, że są one słuszne. A stało się to, gdy rozmawiałem z Camille. Otóż powiedziała ona, że wygrała pewien konkurs składający się z trzech zadań – pojedynku na obelgi, kradzieży i szukania skarbu. Czyż to nie brzmi znajomo? ;-) Oprócz tego nawiązania do jednej z najlepszych gier w historii gatunku (oraz oczywiście do swego pierwowzoru), Runaway 2 nawiązuje także do ... samej siebie



Równie dobrze jest z muzyczką i dźwiękiem. Główną ich zaletą jest to, że nie tylko nie denerwują, ale wręcz są miłe dla ucha i łatwo do niego wpadają. Tutaj zapamiętałem szczególnie sytuację, gdy Brian nurkował w oceanie. Słychać było wtedy głośno i wyraźnie, jak unoszą się pęcherzyki powietrza i jestem pewien, że gdyby w tym momencie posadzić przed monitorem niewidomego i spytać, co słyszy, to odpowiedziałby, że bąbelki. Zapewniam, że to nie jest jednorazowy przypadek, ale norma. Jedynie głos głównego bohatera jest trochę źle dobrany, jak dla mnie jest zbyt twardy, zbyt szorstki. Nie jest to jednak bardzo uciążliwa sprawa, pozostaje więc tylko pogratulować dźwiękowcom i muzykom świetnej roboty.
W samych superlatywach mogę się wypowiadać także o interfejsie, choć tu zadanie było najprostsze. A stało się tak, bo jest on wręcz kopią „miedzymordzia” z części pierwszej. I tak jak wtedy, tak i teraz nie ma kłopotów z jego opanowaniem, bo jest przyjazny. W zasadzie to typowe „point & click”, więc na tym zakończę jego krótki opis.
Na koniec tradycyjnie kilka słów o polonizacji. W odróżnieniu od prequela, tutaj mamy lokalizację kinową. Do przetłumaczenia było sporo, gdyż w grze jest bardzo dużo dialogów (niektóre nieco za długie i trochę nużące), do tego instrukcja oraz dołączony do niej poradnik. Wszystko to jednak jest fachowo przetłumaczone, bez błędów ortograficznych czy stylistycznych. Do tego dobrze dobrano czcionki w każdym z tych w/w elementów, więc nie ma problemów z odczytaniem tekstu. Poza tym instrukcja jest kolorowa, zawiera wszystkie potrzebne informacje, a pudełko w jakie zapakowano grę jest ładne i solidnie wykonane.
W sumie mimo kilku drobnych wad Runaway 2 jest na pewno godzien zainteresowania ze strony miłośników gatunku. Dużo dobrego humoru, ciekawa fabuła, kolorowa grafika i interesujące zagadki zapewnią rozrywkę na najwyższym poziomie. A bardzo udane spolszczenie powinno ostatecznie przekonać niedowiarków do zakupu. Kto żyw, niech biegnie do sklepu po Runaway 2!
ZALETY:
+ świetny humor
+ ciekawa fabuła
+ dobre zagadki
+ nawiązania do innych gier
+ bardzo ładna grafika
+ udana polonizacja
+ świetna oprawa audio
+ proste sterowanie
WADY:
- „ciąg dalszy nastąpi”
- źle dobrany głos Briana
- nieco za dużo gadania
