Oj czuć, czuć niski budżet i to, że nie wszystko co zaplanowano udało się w grze umieścić. Jest tylko to, co niezbędne do jej ukończenia. A czego nie ma? Choćby ludzi, z którymi nie dałoby się wejść w interakcje, ale których obecność pozwoliłaby poczuć, że nie mamy do czynienia z miastem widmem

Tymczasem w ogromnej bibliotece nie ma nigdy nikogo poza bibliotekarką, w muzeum nie ma żadnych odwiedzających, w siedzibie FBI siedzi tylko sekretarka i od czasu do czasu nasz szef, a na ulicach próżno szukać jakichkolwiek przechodniów

Nie ma też właściwie żadnych hotspotów, większość ekranów jest pełna detali, różnych elementów, ale niemal żadnego z nich nie da się obejrzeć. A jeśli się da, to jest to niechybny znak, że obecnie albo w przyszłości będzie go trzeba wykorzystać.
Sam scenariusz bywa interesujący, ale ciągle coś się tu nie klei, a dialogi są napisane tak, że każdy plot twist można przewidzieć z dużym wyprzedzeniem. Dość powiedzieć, że tożsamość seryjnego mordercy poprawnie wytypowałem już po mniej więcej trzech godzinach rozgrywki. Inny przykład - pewien jegomość mówi nam, że pokaże pewne przedmioty, ale dopiero jutro, dodając przy tym, że są one bezpiecznie schowane w suchym miejscu. Nie wiem jak Wy, ale w tym momencie wiedziałem już, co zastanę następnego dnia i co będę musiał zrobić
Zagadki... cóż, ostatnie co można o nich powiedzieć to to, że są sprawnie wplecione w scenariusz

Co i rusz czuć na kilometr, że jakiś problem wprowadzono tylko po to, by gra była dłuższa. A to pewien Pan gubi pocztówkę, po którą musimy pójść kilka ekranów dalej, a to inna Pani gubi okulary, które są znów jeszcze bliżej, ale tak małe, że trzeba troszkę wytężyć ślepia
Jest też zabawa z krzesłem i układaniem drabiny z amfor, przy których traciłem chwilami cierpliwość.
Na plus ładne grafiki, jest ich przy tym tym naprawdę dużo (nie liczyłem, ale autorzy piszą o 200 ekranach). Długość rozgrywki odpowiednia - około 7 godzin. Jaki miłośnik nieporadnych gier oceniam całość na 6/10
P.S.1 Różnice pomiędzy treścią tego, co mówią aktorzy (po angielsku), a co czytamy w polskich napisach, są tak znaczące, że... no właśnie, albo ktoś przekładał tekst z języka innego niż angielski albo City Interactive planowało pierwotnie polski dubbing i stąd ta swoboda przy tłumaczeniu. A kiedy okazało się, że dubbingu nie będzie, nie było już czasu na poprawki tekstu, na dostosowanie go do tego, co słyszymy po angielsku.
P.S.2 Angielski voice-over jest co najwyżej przeciętny. W jednej z recenzji przeczytałem, że wszyscy poza pijaczkiem brzmią świetnie. Ja mam zupełnie odwrotne odczucia - tylko pijaczek brzmiał tak, że chciało mi się go słuchać
