TJP był pierwszą grą na kompa w jaką zagrałem w ogóle - mimo to postaram się, żeby sentyment do starych czasów za bardzo nie wpłynął na moją opinię.
Przede wszystkim, zaczynając od tych mniej przyjemnych rzeczy - TJP jest grą dość krótką, co już zauważyłem i brzdącem będąc. Nawet jak czytałem wszystkie opisy i nie omijałem żadnej cutsceny, całość zamykałem w niecałe dwie godziny. Co z tym się wiązało to także mała ilość przedmiotów do zebrania i związanych z nimi zagadek. Troszkę też mnie, jako bachorka, wkurzały częste zgony postaci, jednak ten problem eliminowała odpowiednia ilość save'ów.
Tyle słowem złego, czas na lepsze rzeczy.

Pierwsze co, to niezmiernie mi się podobała oprawa graficzna, przynajmniej wtedy (bo dziś 256 kolorów i kilkanaście klatek animacji za bardzo nie zrobi na nikim wrażenia), projekt świata (nie tylko samych odwiedzanych lokacji, ale i tła fabularnego - globalnej wojny, światowego pokoju, silnie chronionego prototypu machiny do podróży w czasie), jak i specyficzna atmosfera zagrożenia, zwłaszcza w takich miejscówach, jak kolonia na Marsie.
TJP zestarzał się niesamowicie, ale nie można zaprzeczyć, że stworzył porządne podwaliny pod inne przygodówki tego typu, jak i całkiem niezłe sequele (oraz remake).
Moja ocena to 7/10, ciachnięty jeden punkt za rzeczy, które już wtedy mi przeszkadzały - małą ilość zagadek i czas rozgrywki.