Sinking Island - recenzja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Adam_OK
Moderator
Posty: 3462
Rejestracja: 24 lutego 2013, 10:28
Lokalizacja: Ząbki koło Warszawy
Podziękował(a): 93 razy
Otrzymał(a) podziękowania: 74 razy
Płeć:

Sinking Island - recenzja

Post autor: Adam_OK » 16 listopada 2013, 16:09

Obrazek

Dziękuję firmie Cenega za udostępnienie gry do recenzji.
Powszechnie uważa się, że mężczyźni, którzy posiadają limuzyny o ponadprzeciętnej długości leczą nimi swoje kompleksy. Być może podobny kompleks posiadał również Walter Jones, bohater opisywanej tu gry. Jeśli tak, to postanowił swoje niedoskonałości zrekompensować inaczej niż wszyscy – zarządził budowę wysokiej wieży na niewielkiej, karaibskiej wysepce. Decyzja ta okazała się bardzo brzemienna w skutkach – wieża okazała się za duża, dlatego wyspa pod jej ciężarem zaczęła tonąć. A z nią dowody popełnionego morderstwa, którego ofiarą padł właśnie Walter.

Jak zapewne wszyscy wiedzą lub się domyślają zadaniem gracza, który kieruje poczynaniami niejakiego Jacka Norma, jest wyjaśnienie tej zagadki nim wszystko pochłonie woda. A podejrzanych jest całkiem sporo – troje wnucząt zmarłego z małżonkami, architekt i główny budowniczy wieży, prawnik zmarłego oraz młoda, ale niema rdzenna mieszkanka wyspy i jej ojciec. Teoretycznie wszyscy są chętni do współpracy z organem ścigania reprezentowanym przez Jacka, ale jak wiadomo nikt nie powie wszystkiego od razu, tak sam z siebie. W związku z tym trzeba będzie zbierać różne poszlaki i ślady, ale zadanie to utrudnia fakt, że w noc morderstwa nad wyspą przeszła burza z silnymi opadami deszczu. To jednak naszego bohatera nie zrazi, bo wiadomo, że nie ma zbrodni doskonałej i zawsze są jakieś tropy lub świadkowie. Tych ostatnich trzeba przesłuchiwać, co Jack czyni bardzo często. W zasadzie wszystkie standardowe czynności związane z prowadzeniem śledztwa (także te niewymienione) stanowią oś całej gry. Osią zaś fabuły są wzajemne powiązania bohaterów. Podczas gry wyjdą bowiem na jaw różne fakty, jak np. to że zamordowany staruszek chciał się ożenić z niemą pięknością, albo że jedno z wnuków zmarłego tak naprawdę było dla niego kimś innym. Każda taka tajemnica mogła okazać się motywem przestępstwa, dlatego Jack będzie wyciągał je na wierzch. Dla gracza rodzinne sekrety są uatrakcyjnieniem rozrywki, gdyż często wiążą się ze zwrotami akcji i przyspieszeniem jej tempa. Jako że ich nie brakuje, więc opowiedziana tu historia jest ciekawa i potrafi zainteresować gracza. Mnie ona bardzo zaciekawiła, przez co przy tym tytule spędzałem każdą wolną chwilę jaką dysponowałem.

Obrazek
Równie ważne jak fabuła są dla mnie zagadki. Tych ostatnich w grach sygnowanych nazwiskiem B. Sokala (a Sinking Island się do nich zalicza) za wiele nie było. Tym razem jest jednocześnie i podobnie, i inaczej, wszystko zależy od punktu widzenia. Jeśli spojrzymy tylko na ilość typowych łamigłówek to faktycznie jest ich mało – na oko ze trzy, a wśród nich ustawienie figurek płodności we właściwy sposób w celu otwarcia tajnego schowka. Jest to stosunkowo proste i nie może zadowolić miłośników łamania głowy, którymi przecież wielbiciele przygodówek są. Jeśli jednak na sprawę spojrzymy pod innym kątem, to okaże się, że zagadek jest bardzo dużo. Otóż bowiem nasze śledztwo zostało podzielone na części, jak puzzle na elementy. Aby części te ułożyły się w całość należy do każdego z nich dopasować właściwe poszlaki takie jak dowody rzeczowe, analizy porównawcze czy też zeznania świadków. To wszystko odbywa się za pośrednictwem naszego PPA – Personal Police Assistant. To dzięki niemu porównamy odciski, dowiemy się jakie elementy układanki już rozwiązaliśmy, a jakie nie czy też dowiemy się, gdzie kto aktualnie przebywa. Zabawa nim nieco przypomina analizy w laboratorium w grach z serii CSI, choć jest to trochę uproszczone. Ogólnie PPA to bardzo przydatna rzecz, dzięki której łatwo rozwiążemy każde zadanie i odkryjemy każdy fragment puzzli. Przyjmując zaś, że każdy z nich jest jedną zagadką, okaże się, że na ich ilość narzekać nie można, bo jest ich kilkanaście. Do tego mają one zróżnicowany poziom trudności – jedne rozwiązuje się odruchowo, nad innymi trzeba sporo pomyśleć. Dzięki temu nasze szare komórki mają zapewniony odpowiedni trening, a gracze – dobrą zabawę.

Gry pana Sokala znane są też także dzięki bardzo dobrej oprawie graficznej. Nie inaczej jest i tym razem, bo całą wyspę oraz wnętrze wieży oddano z wielką dbałością o szczegóły. Widać to dobrze na przykładzie miejsca, gdzie nasz denat i jedna z podejrzanych mieli wypadek, w wyniku którego on został sparaliżowany, a ona straciła mowę. Mimo iż to miejsce możemy obejrzeć jedynie z daleka, to i tak jest bardzo dobrze widoczne, a jego kształty są ostre. Dobrze w grze oddano również padający deszcz oraz pęknięcia w podłodze i na ścianach widoczne, gdy wieża jest już bliska zatonięciu. Jedyne, co może się nieco mniej podobać, to fakt, że dominują tu „smutne” barwy – np. plaża i całe otoczenie hotelu jest głównie w żółto – brązowych kolorach. Ja uważam, że to wyszło grze na dobre, bo pasuje do klimatu – w końcu po pierwsze popełniono tu morderstwo, a po drugie wszyscy są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Gdyby więc użyto żywych, radosnych kolorach, to taka oprawa nijak miałaby się do wydarzeń i pasowałaby jak kwiatek do kożucha.

W podobnym tonie wypowiem się o muzyce i dźwiękach. Krótko mówiąc – wykonano tu bardzo dobrą robotę, bo towarzyszące nam motywy potrafią budować napięcie i umilają rozgrywkę. Jeśli zaś chodzi o odgłosy – wszystkie brzmią bardzo naturalnie, zarówno pod względem głośności, jak i barwy dźwięku. W tej produkcji wielbiciele dobrej „growej” muzyki znajdą coś dla siebie.

Obrazek
Nadszedł czas, aby powiedzieć nieco o sterowaniu. Otóż bardzo łatwo zauważyć, że jest ono wręcz kalką interfejsu „Syberii” – te same kółeczko, te same strzałki kierunkowe czy ta sama łapka widoczna, gdy coś bierzemy. Czyżby panom z White Birds zabrakło pomysłów, czy może chcieli jedynie w ten sposób przywołać miłe wspomnienia? Tak czy inaczej – jest ono banalne do opanowania, więc naszą rozgrywkę prowadzić jest bardzo łatwo. A ta ostatnia może przebiegać dwojako – dla tych, co nie lubią się spieszyć polecam tryb przygodowy. W nim na każdą czynność mamy tyle czasu, ile dusza zapragnie. Można więc po całym budynku czy jego otoczeniu chodzić żółwim krokiem, a i tak ze wszystkim zdążymy. Drugi tryb to walka z czasem. Tu trzeba ostro zakasać rękawy, aby przypadkiem jakiś ważny szczegół nie przepadł bez śladu pod wodą. Ten wariant zabawy polecam tym, którzy lubią mieć podwyższony poziom adrenaliny. Jak widać – dla każdego coś miłego.

Na koniec kilka zdań o polonizacji. Otóż po pierwsze jest to wariant kinowy, więc osoby narzekające na polskich lektorów mogą odetchnąć z ulgą. Podobnie mogą uczynić ci, co liczą na wysoką jakość spolszczenia – tu jest ono właśnie takie. Podczas całej zabawy nie znalazłem rażących błędów, a staram się na nie zwracać uwagę (szczególnie na ortograficzne wpadki). Nie mam też zastrzeżeń co do instrukcji, zarówno tej papierowej, jak i elektronicznej. Widać, że wydawca zadbał o swoją markę i dlatego wypuścił produkt dopracowany pod każdym względem. Jedyne, co większość osób może odstraszać to cena, ale ja uważam ,że Sinking Island jest jej warta. Polecam ją wam gorąco, zapewniając że dostarczy wam ona wiele miłych wrażeń.
OCENA GRY: 9/10

ZALETY:

+ fabuła
+ dwa tryby zabawy
+ ciekawe zagadki
+ świetna oprawa wizualna
+ bardzo dobra muzyczka
+ prosty interfejs
+ udana polonizacja

WADY:

- za mało „klasycznych” zagadek

Obrazek
Czasem trzeba się cofnąć, aby móc pójść dalej.
Moja lista gier ukończonych
W sprawach forum i www piszcie: adam_ok(at)przygodomania.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „Sinking island”