Rzecz dotyczy zbrodniarza znanego jako Zodiak i działającego pod koniec lat 60-tych XX wieku w San Francisco i jego okolicach. Ktoś powie – wówczas przestępcy mieli dużo łatwiej, bo nie było dziś powszechnie używanych narzędzi jak analiza DNA, nie było też aż tak zaawansowanych komputerów i tak wielu baz danych z odciskami palców, tablicami rejestracyjnymi samochodów czy odciskami opon, dzięki którym dziś praca kryminologa jest dużo szybsza i łatwiejsza. Mimo tego, wielu przestępców łapano, bo korzystano z tego, co było. Poza tym, zarówno wtedy, jak i wcześniej i obecnie ludzie cały czas mieli do dyspozycji coś lepszego niż najlepsze obecne superkomputery – własne mózgi. Dzięki nim i dzięki logicznemu myśleniu można rozwiązać każdy problem, jest to tylko kwestia czasu, przynajmniej w teorii. W praktyce bywa i bywało różnie, co potwierdza sprawa Zodiaka. Jak wiadomo, nierozwiązane tajemnice są bardzo ciekawe także dla twórców popkultury, którzy lubią tworzyć dzieła o nich. W polskiej produkcji gracz wciela się w Roberta Hartnella. Jest on dziennikarzem, który opisuje „dokonania” mordercy w lokalnej prasie. Pewnego dnia odbiera on telefon, a głos w słuchawce mówi mu, że rozmawia z nim sam Zodiak. Robert, także z powodów osobistych, będzie chciał ustalić kim on jest. Czy chęć odkrycia prawdy o zbrodniarzu przerodzi się w obsesję, czy nie zależy m. in. od wyniku terapii u psychiatry, na którą uczęszcza Robert. Jak wiadomo, terapia może okazać się skuteczna lub nie i dlatego w grze są możliwe dwa zakończenia. Mi dotarcie do niego zajęło niecałe sześć godzin, ale zapewne wynik ten byłby wyższy, gdybym zdecydował się na inny tryb rozgrywki. Tych są dwa – w jednym możemy swobodnie eksplorować okolicę, a w drugim musimy liczyć się z tym, ze możemy zostać złapani przez Zodiaka, co oznacza naszą śmierć. Jako, że nie przepadam za elementami czasowo – zręcznościowymi, to wybrałem te pierwszą opcję, ale twórcy premiują tę drugą, o czym świadczy fakt, że niektóre osiągnięcia steamowe można zdobyć tylko w tym drugim trybie.
W poprzednim akapicie wspomniałem nieco o łamigłówkach i o tym, że są stosunkowo łatwe. Oprócz nich i zagadek inwentarzowych natrafimy na kilka elementów czasowo – zręcznościowych. Nie mam tu na myśli ucieczki przed Zodiakiem, bo tych w trybie, który wybrałem nie było, ale parę, na szczęście też łatwych sytuacji, w których należało nieco „zagęścić ruchy”. A wspomniane zręcznościówki dotyczyły np. otwierania różnych zamkniętych miejsc typu skrzynka na listy. Polegały one zwykle na wciskaniu odpowiedniego klawisza, tak aby wskaźnik na pasku, który się pojawił przesunął się we właściwy rejon, a następnie należało wcisnąć drugi klawisz. Może to brzmi skomplikowanie, ale opanowanie tego było łatwe i chyba tylko w jednej sytuacji miałem w tym problemy, a poza nią przejście takiego elementu to była kwestia kilku(nastu) sekund.
Również muzyka pomaga budować nastrój. Owszem, podczas całej zabawy usłyszymy raptem kilka rożnych utworów; co więcej czasem z głośników nie dobywa się żaden z nich, więc melomani mogą być trochę rozczarowani. Z drugiej jednak strony liczy się jakość, a ta jest całkiem niezła. Podobać się również głosy postaci, a szczególnie Zodiaka. Dosyć mocny i twardy, a czasem oschły i beznamiętny, czyli zupełnie taki, jak ten seryjny morderca. Pozostali aktorzy dubbingowi również dobrze wywiązali się z powierzonego im zadania, choć ich role (poza Robertem i jego psychiatrą) zbyt rozbudowane nie były. Ogólnie jednak tę część gry zaliczam na plus.
Nieco mniejszego, ale jednak też plusa, dam za polonizację. Co prawda, jest to nasza rodzima produkcja, ale bywało już nieraz, że polskie gry nie miały swojskiej wersji językowej, więc to, że takowa tu jest, to już to jest pozytywnym objawem. Oczywiście, „nasze” są jedynie teksty, a cały dubbing nagrano po angielsku, ale to chyba nikogo dziś nie dziwi. Co do jakości tłumaczenia, to jest przyzwoicie, choć zdarzają się błędy. Najbardziej rzuciło mi się w oczy, że podczas pewnego dialogu rozmawialiśmy z naszym „bossem”, a nie szefem, a innym razem, przy okazji wspomnień z dzieciństwa swe kwestie wypowiadał „little Robert”, a nie „mały/młody Robert”. Do tego należy dodać „zaginione w akcji” polskie „ogonki”czy inne literówki, ale na szczęście za wiele ich nie było, by raziły po oczach. W skali szkolnej dałbym za lokalizację czwórkę z małym minusem.
OCENA GRY: 7/10
ZALETY:
+ ciekawa fabuła
+ sporo zagadek
+ klimatyczna grafika (dla jednych)
+ dobra oprawa audio
+ przyzwoita polonizacja
WADY:
- schematyczna rozgrywka, która a czasem lekko nudzi
- łamigłówki trochę za proste
- elementy czasowo – zręcznościowe (dosyć łatwe, ale niestety są)
- brzydka i kanciasta grafika (dla drugich)