
„Afryka dzika, dawno odkryta” śpiewał w swym największym (a na pewno w najbardziej znanym) przeboju pt. „Chałupy welcome too” Zbigniew Wodecki. O ile pod względem geograficznym trudno się z nim nie zgodzić, wszak kontynent ten uchodzi za kolebkę całej ludzkości, to pod względem jej wykorzystania w grach, to niewiele przychodzi mi do głowy. Owszem, w wielu RTS-ach czy shooterach część misji toczy się na Czarnym Lądzie, ale jest on tylko tłem dla akcji i gdyby przeniesiono ją na jakikolwiek inny kontynent, to niewiele by to zmieniło. Z przygodówkami jest podobnie – z tych osadzonych „całościowo” w Afryce to kojarzę tylko serię Egipt. Do tego należy dodać kilka tytułów, których fragment się tu toczy np. te z serii „Indiana Jones” czy „Lost Horizon”. Lukę tę próbuje zapełnić opisywana tu gra. Czy jej się to udało? Przekonajcie się o tym sami.

Historia tu opowiedziana mówi o Henrym Stanleyu, który przybywa do afrykańskiej wioski w poszukiwaniu swego przyjaciela, czyli tytułowego doktora Livingstone'a. Gdy tylko Henry przekroczy próg domu, który wskazano nam jako należący do naszego druha, to kontrolę nad jego poczynaniami przejmuje gracz. Naszym celem jest zdobywanie kluczy do kolejnych pokoi i szukanie wszelkich informacji o naszym towarzyszu (oraz oczywiście, jego samego). Choć sam budynek bardzo duży nie jest (ma raptem dwie kondygnacje, bo trudno za takową liczyć niewielką piwnicę pełniącą rolę spiżarni, do której zejście jest w kuchni), to przeczesywanie jego zakamarków zajmie całkiem sporo czasu. W moim przypadku było to ponad siedem godzin, choć jak ktoś się spręży, to „ogarnie” całą grę znacznie szybciej (widziałem na yuotube pełne let's playe z dzieła studia Vulpesoft trwające poniżej dwóch godzin). Ja osobiście uważam, że śpieszyć się należy jedynie przy łapaniu pcheł, więc to, że zajęło mi to dużo więcej czasu niż tym internautom, to uważam za zaletę. Tym bardziej, że zabawa była ciekawa, a sama rozgrywka inna niż w produkcjach, po które często sięgam. W pewnym sensie można powiedzieć, ze „Dr. Livingstone...” to gra Mystopodobna – praktycznie z nikim nie rozmawiamy, czytamy sporo notatek i dokumentów oraz rozwiązujemy całe mnóstwo zagadek. Są też zauważalne cechy „escaperooma” - zdobądź klucz i pójdź dalej. Powstał z tego całkiem udany miks, całkiem „zjadliwy” dla osób takich jak ja (czyli takich, które wielbicielami serii stworzonej przez studio Cyan nie są). Jeśli więc i wy nie pałacie miłością do „Mysta” i jego klonów, to nie znaczy, że macie „Doktorka” omijać szerokim łukiem. Zapewniam was, warto dać mu szansę, jak tak zrobiłem i nie żałuję.

Skoro wspomniałem o zagadkach i ich wielości, to przejdźmy teraz do ich szerszego omówienia. Generalnie są one fajne i dają sporo satysfakcji z ich rozwiązania, choć wiele z nich to kolejne wersje dobrze znanych „klasyków” Mamy więc naprawianie mechanizmu przez właściwe ułożenie kół zębatych, układanie określonego wzoru z klocków żywcem wyjętych z Tetrisa czy łamigłówkę muzyczną. Ta ostatnia jest o tyle warta uwagi, bo zastosowano w niej opcje „user friendly” Jeśli ktoś nie ma ma słuchu muzycznego (jak np. ja), to i tak sobie poradzi, bowiem już w DRUGIM podejściu do tej łamigłówki ze „źródła dźwięku”, który należy odtworzyć pokazują się litery będące nazwami właściwych nut, a na instrumencie, na którym tę melodię trzeba zagrać przy klawiszach pokazują się litery symbolizujące jaką nutę zagramy po wciśnięciu danego klawisza. Wystarczy więc zapamiętać kilka liter i powciskać odpowiednie guziczki i po sprawie. Fajne były też łamigłówki składające się z kilku etapów np. to z figurkami myśliwego, podróżnika i wodza. Niestety, jedna z nich (z modelem ciała człowieka) wymaga kilkukrotnego wracania się w tę i z powrotem. A wszystko przez to, że zamiast wziąć od razu komplet narzędzi chirurgicznych, które zdobywa się za rozwiązanie innego zadania, to trzeba się wracać pojedynczo po to, które jest aktualnie potrzebne. A wystarczyło skorzystać z mechaniki, którą wykorzystano w kilku innych przypadkach – wziąć cały komplet i oznaczyć go w ekwipunku symbolem zębatki. Oznacza on, że dany przedmiot jest „rozkładalny”, czyli że w tym, co wzięliśmy jest coś innego, również przydatnego lub też, że ma on w sobie jakieś ukryte elementy, które zmieniają zastosowanie pierwotnego przedmiotu. A skoro o zawartościach naszych kieszeni mowa – trzeba być bardzo uważnym, bo niektóre rzeczy łatwo przeoczyć, a potem pojawia się problem, że czegoś nie mamy i nie możemy przez to ruszyć z miejsca. Poza tym nie można przenosić zawartości ekwipunku z jednego pokoju do drugiego, więc wiadomo, że jeśli czegoś potrzebujemy, a tego nie mamy, to musi to być gdzieś w pobliżu. To spore ułatwienie, choć to wcale nie znaczy, że zagadki są łatwe. Przeciwnie, sporo z nich jest dosyć wymagających, ale patrząc na sprawę całościowo, to ich poziom trudności jest zrównoważony. Dzięki temu ich rozwiązywanie jest bardzo przyjemne i nie ma się odczucia, że jest ich za dużo. Nie ustrzeżono się drobnych wpadek, ale ogólnie zagadki to mocny punkt tej produkcji.
Kolejny atut to grafika. Paletę wykorzystanych tu barw podzielono na dwie części. Obserwując rozwój wydarzeń za dnia poruszamy się po otoczeniu pełnym wszystkich odcieni żółci, czerwieni i brązu, w nocy zaś dominują barwy zielone i niebieskie. Dzięki temu można poczuć się jak w Afryce, gdzie Słońce świeci intensywnie mocno nagrzewając powietrze, a gdy zajdzie noce są chłodne. Tak więc oprawa wizualna tworzy klimat tej produkcji. Jest ona też bardzo szczegółowa, ale to najlepiej widać, gdy gra się na najwyższych (czyli epickich) ustawieniach. Ja zdecydowałem się na te ciut niższe (czyli wysokie), co wynikało z faktu małej płynności rozgrywki na wersji epickiej. Mimo to oprawa prezentowała się naprawdę dobrze, choć w kilku miejscach dało się odczuć, że to, co widzę nie jest najlepszej jakości. Mam tu na myśli np. część obrazów, które były lekko rozmazane przy krawędziach, ale to jeszcze mogę wybaczyć. Większy problem miałem w ostatnim pokoju, w dwóch miejscach. Jednym było duże malowidło ukryte za zasłoną. Po jej odsunięciu należało to płótno przetrzeć z kurzu, by w jednym z jego rogów znaleźć coś istotnego dla fabuły. Niestety, na ustawieniach „zaledwie” wysokich to coś było praktycznie niewidoczne. Druga sytuacja dotyczy zagadki, w której należało umieścić kilka miniaturek (np. miniaturowy piec kaflowy, zegar czy teleskop) w małym domku. Niestety, w moim wariancie graficznym trudno było dostrzec który pokój jest który, bo zamiast obrazków przedstawiających inne elementy wystroju danego pomieszczenia widziałem właściwie jedynie różnokolorowe plamy. Wiem z innych źródeł w sieci, że na najwyższych parametrach ten problem nie występuje. Szkoda, że twórcy nie wzięli pod uwagę, że część graczy z różnych powodów (np. nie posiadanie sprzętu najnowszej generacji) nie będzie grać na maksymalnych opcjach wizualnych. Biorąc jednak pod uwagę, że opisane w tym akapicie problemy mogą mieć swą przyczynę po mojej stronie oraz to, że było ich niewiele, a poza tym, nawet na tych „moich” ustawieniach oprawa wizualna była naprawdę ładna, więc nie odejmę za to punktów z końcowej oceny.

Muzycznie i dźwiękowo też jest dobrze, choć osoby odpowiedzialne za tę część „Doktorka” miały chyba mniej pracy niż np. graficy. Nie oznacza to, że chcę umniejszyć ich rolę, bo swe zadanie wykonali naprawdę dobrze, bo to co słychać jest miłe dla ucha. Dotyczy to zarówno odgłosów wydawane przez różne urządzenia, jak i muzyki towarzyszącej nam w tle. Odnośnie zaś dubbingu, to jest go mało, głównie z racji tego, że przez całą rozgrywkę dialogów nie prowadzimy, a jedyne co Henry mówi, to są jego komentarze do bieżących wydarzeń. Dobrze jednak dobrano głos aktora, co oczywiście zaliczam na plus.
No dobrze, teraz zaś przejdziemy do tego, co tygrysy lubią najbardziej, czyli do narzekania


Jak widać, „Dr Livingstone, I presume?” to naprawdę udana produkcja. Ma ona swoje wady, ale są one na tyle niewielkie, że nie odbierają zbyt dużo radości i przyjemności płynącej z gry. Mi się ona naprawdę podobała i wierzę, że z wieloma innymi osobami też tak będzie. Sprawdźcie sami, warto.
OCENA GRY: 8/10
ZALETY:
+ fabuła
+ zagadki
+ oprawa graficzna
+ muzyka i dźwięki
+ polonizacja
WADY:
- brak opcji zapisu gry w dowolnym momencie
- sposób otwierania i zamykania drzwi, szuflad itp.
- bardzo mały kursor ręki przy rozwiązywaniu łamigłówek
- „ręczne” tłumaczenie listów, dokumentów i notatek
