
W „Lust for Darkness” wcielamy się w Jonathana, architekta wnętrz, który pewnego dnia dostaje liścik od Amandy – żony, która zaginęła rok wcześniej. W treści listu prosi męża, aby udał się do posiadłości Yelvertonów. Jonathan wyrusza do wskazanego miejsca i z przerażeniem odkrywa, że żona jest przetrzymywana przez tajemniczych kultystów, których przywódcą jest niejaki Willard. Co gorsza, kultyści oddają się nieskrępowanej, wyuzdanej, okultystycznej namiętności, a wszystko to powiązane jest z tajemniczym bytem nie z tego świata. Z czasem robi się coraz bardziej przerażająco. Jonathan odkrywa, że Willa pełna jest przejść do innego, niebezpiecznego świata, który żywi się seksualną energią uczestników wyuzdanych orgii, z czasem wysysając z nich życie lub zwyczajnie zabijając. Mężczyźnie przyświeca tylko jeden cel – uratować porwaną żonę.

Wspomniałem, że grafika nie odpowiada standardom roku 2018, w którym została wydana. Widać to szczególnie w okolicach rezydencji. Wszelka roślinność i elementy zewnętrzne są bardzo słabej jakości. Niewiele lepiej jest w samym domostwie. Pomieszczenia są jednostajne, bez wyrazu a oko jedynie można zawiesić na fallicznych figurkach czy specyficznych rzeźbach. Dużo lepiej wygląda alternatywna rzeczywistość – jest już bardziej dopracowana i świetnie prezentuje się w różnych barwach światła. To w niej widać ewidentne inspiracje wcześniej wspomnianymi artystami.
To, czym miało wyróżniać się „Lust for Darkness” wypada bezbarwnie. Modele postaci są mocno przeciętne, przypominają bardziej manekiny niż żywych ludzi, dlatego wszelkie sceny orgii nie robią jakiegokolwiek wrażenia. Jak na grę, która reklamowała się takimi elementami, modele postaci oraz animacje ruchu powinny być lepiej dopracowane. Na szczęście twórcy nie poszli w kierunku epatowania wyuzdaną golizną i obscenicznym seksem – wszystko podane jest z umiarem, niestety bez jakichkolwiek emocji. A szkoda, bo moment, gdy wychodzimy z pokoju Amandy i z balkonu widzimy porozrzucane ubrania, otwarte drzwi do sali, którą wcześniej strzegło dwóch mężczyzn a w tle przygrywa podkreślająca klimat muzyka, zwiastował coś naprawdę interesującego, jakbym zaraz wstępował w nieziemski świat rozkoszy. Niestety na oczekiwaniach się skończyło.

W obcym świecie unikamy istot, które od razu nas atakują, sprawiając, że możemy tylko uciekać – przez większość gry nie da rady się ukryć i przemknąć niezauważenie jak w przypadku poruszania się po posiadłości, gdy dysponujemy odpowiednim ubraniem i maską. Z kolei w alternatywnej rzeczywistości do dyspozycji mamy maskę, która pokazuje niewidzialną drogę, ale dłuższe poruszanie się w niej powoduje psychiczne zmęczenie Jonathana.
Po uruchomieniu gry pojawia się sugestia, żeby grać w nocy i na słuchawkach, aby jak najlepiej doznać wrażeń z rozgrywki, ale raz, że gra w ogóle nie jest straszna (choć to ewidentny horror), a dwa - dźwięk nie powoduje przyśpieszenia tętna i w ogóle niczym się nie wyróżnia – nawet w słabszych produkcjach ten element stał na wyższym poziomie. Podobnie jest z głosami – ot, zwykła rzemieślnicza robota.
W końcowym rozrachunku „Lust for Darkness” wypada przeciętnie. To średniak, który nie oferuje ani dobrej opowieści, ani świetnej grafiki, ani wyróżniającej się oprawy muzycznej a to, co miało grę odróżniać i stanowić jego siłę, wypada nijako. Opisywana jako horror psychologiczny wypada pod tym względem słabiej od chociażby innej polskiej produkcji: „Rise of Insanity”. Niemniej „Lust for Darkness" nie jest to też zła gra i w jeden wieczór można samemu się przekonać, że dzieło polskich twórców miało papiery na dobrą produkcję. Cóż, trzeba liczyć, że kolejna gra studia Movie Games Lunarium „Lust from Beyond” będzie bardziej dopracowanym tytułem. Tego twórcom oraz graczom życzę.