Belief and betrayal: medalion Judasza - recenzja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Vicek
Publicysta
Posty: 1888
Rejestracja: 04 stycznia 2012, 00:53
Lokalizacja: Kielce
Podziękował(a): 4 razy
Otrzymał(a) podziękowania: 104 razy
Płeć:
Kontakt:

Belief and betrayal: medalion Judasza - recenzja

Post autor: Vicek » 20 marca 2014, 19:29

autor: Vicek
Uwaga: Recenzja została napisana w 2010 roku

Obrazek
Książki Dana Browna są niewątpliwie jednymi z głośniejszych dzieł literackich ostatnich lat. Za ich sukcesem stoi nie tylko ciekawa, pełna symboliki i nawiązań do historii kościoła fabuła, ale przede wszystkim kontrowersje, jakie wzbudziła ich treść. Co tu dużo mówić, amerykański pisarz nie bał się poruszać trudnych tematów, a jednocześnie nie idealizował kościoła, wytykając jego władzom typowo ludzki, pełny wad i słabości charakter. Jak nietrudno się domyślić, zarzucano mu profanowanie świętości i fałszowanie faktów, zapominając, że jego powieści nie mają charakteru dokumentalnego, wręcz przeciwnie – są czystą, jedynie nawiązującą do prawdziwych zdarzeń, fikcją. Pomijając jednak całą tę kontrowersyjną otoczkę, trzeba przyznać, że Brown potrafi wciągnąć czytelnika w wykreowany przez siebie świat, a fabuła jego dzieł jest barwna i wyrazista. Nie dziwi więc fakt, że na podstawie jego książek powstały już dwa, dobrze przyjęte przez widzów filmy, a w 2007 roku światło dzienne ujrzała gra komputerowa, której fabuła czerpie garściami z jego dzieł. Mowa o Belief & Betrayal – przygodówce studia Artematica, w którą miałem okazję zagrać w ubiegłym tygodniu.
Obrazek
Głównym bohaterem Belief & Betrayal jest niezbyt znany dziennikarz Jonathan Danter, który stoi u progu napisania artykułu mającego otworzyć mu wrota do dalszej kariery. Oto kardynał Gregorio, wielka i szanowana watykańska persona, zgodził się udzielić mu wywiadu. Szansa na sukces kończy się jednak jeszcze zanim na dobre się zaczęła, bowiem Jo zostaje przetransportowany przez policję Scottland Yardu do Nowego Jorku, gdzie dowiaduje się, że jego wuj został zamordowany, a życie jego samego znajduje się w niebezpieczeństwie. Tak zaczyna się wielka przygoda naszego bohatera, w trakcie której będzie miał okazję ustalić kto zamordował tajnych agentów Watykanu oraz odkryć wielką tajemnicę jaka stoi za tymi wydarzeniami. Jonathan nie jest jedyną osobą, której poczynaniami przyjdzie nam pokierować. Wcielimy się także w piękną i inteligentną Kat oraz (choć w znacznie mniejszym zakresie) w jej przyjaciela Damiena. Obecność trzech grywalnych postaci można uznać za zaletę. Niestety, żadna z nich nie jest na tyle wyrazista, by zyskać naszą sympatię. Jonathan sprawia zdecydowanie antypatyczne wrażenie. Jego głos drażni, a wypowiadane przez niego kwestie są na poziomie chcącego zaszpanować przed kolegami ucznia pierwszej klasy gimnazjum. Rozumiem, że nawet do gry o poważnej tematyce można z powodzeniem przemycić humorystyczne elementy, ale jeśli jest to humor wymuszony, to jedynym uśmiechem jaki ciśnie się nam na usta podczas rozgrywki jest uśmiech politowania. Na szczęście druga z naszych bohaterek – Kat – ma nieco więcej oleju w głowie. Niestety, jej głos nie brzmi przekonywająco. Jest, powiedziałbym, wyprany z emocji, a to nie służy budowaniu więzi między graczem, a postacią. Zresztą dubbing należy raczej do słabszych stron B&B. Wystarczy posłuchać początkowej sceny, w której Jo rozmawia przez telefon. Brzmi to jak monolog, bo nasz bohaterski pismak nie robi pauz między swoimi kolejnymi wypowiedziami. Innym mankamentem jest brak możliwości przerwania niektórych komentarzy bohaterów. W efekcie co parę minut musimy wysłuchiwać, że Jonathan zapomniał wziąć scyzoryka z domu, a dziadek Kat mówił jej, żeby nie dotykała wszystkiego, co zobaczy.
Obrazek
W grze takiej jak Belief & Betrayal najważniejszą rolę powinna spełniać fabuła. Nie tym razem. Główna linia fabularna jest cienka i przystrojona dla niepoznaki w chwytliwe hasełka jak Templariusze, Święty Graal, Suknia Maryi czy 30 srebrników Judasza. Co gorsza, fabuła jest zanadto oderwana od rozgrywki. Niby kierowane przez nas postacie badają dokumenty i symbole, ale rzecz jest w tym, że nie robimy tego wraz z nimi. Cała czarna robota jest wykonywana bez naszego udziału. Co więcej, treści niektórych ważnych dla przebiegu fabuły pism w ogóle nie poznajemy. Jest to chyba największy z grzechów popełnionych przez twórców, bo ujawnia, że scenariusz ich gry jest dziurawy jak polskie drogi. Nieco lepiej sprawuje się interfejs. Autorzy nie poszli tym razem na łatwiznę i zafundowali nam coś więcej, niż typowe dla większości point’n’clickowych produkcji używanie i łączenie przedmiotów, łamigłówki logiczne i prowadzenie dialogów. Wszystkie te elementy są obecne w grze (choć z ich poziomem bywa różnie), ale mamy tu także dodatkowy inwentarz zbierający najważniejsze informacje jakie postać posiada. Wykorzystuje się je podobnie jak przedmioty, można je także wysyłać mailem (za pomocą specjalnego komunikatora) do pozostałych postaci. Takie rozwiązanie urozmaica grę, chroniąc ją od porażki absolutnej. Poza tym mamy do dyspozycji pamiętnik Jonathana, który przypomina nam co w danym momencie powinniśmy zrobić.
Pora zająć się zagadkami. Te po prostu są, i w zasadzie na tym należałoby zakończyć, bo o ich jakości nie da się wiele ciekawego powiedzieć. Większość problemów jakie spotkamy na swojej drodze będzie związana z koniecznością mozolnego przeszukiwania niektórych lokacji (czasem można coś przeoczyć, a przedmiotów jest sporo). W grze występują łamigłówki logiczne w liczbie bodaj czterech, ale rozwiązanie żadnej z nich nie powinno przekroczyć minuty. Gdyby tak wyglądały słynne mechanizmy Templariuszy, to raczej trudno byłoby mówić o fenomenie tego zakonu. Fabuła dawała autorom wielkie pole do popisu przy projektowaniu zagadek, a oni zaprzepaścili to w iście spektakularny sposób. Przydałaby się im lektura książki „Pan Samochodzik i Templariusze” Nienackiego. Braku skomplikowanych wyzwań nie zrekompensowała niestety długość rozgrywki. Doświadczony gracz powinien poradzić sobie w jeden wieczór i wątpię, czy będzie miał ochotę, by kiedykolwiek powrócić do gry.
Obrazek
Grafika nie sprawia korzystnego wrażenia. O ile animacje wyglądają nieźle, tak wykonanie niektórych lokacji pozostawia wiele do życzenia. Do tego postacie poruszają się wyjątkowo nienaturalnie, a bieg Jonathana przywiódł mi na myśl zmagania Roberta Korzeniowskiego podczas zawodów chodziarzy. Na szczęście dużo lepiej prezentuje się muzyka. Utwory są wykonane profesjonalnie, a do tego pasują do tematyki i klimatu gry. Nie jest to może żadna rewelacja, którą zapamiętalibyśmy na długie lata, ale słucha się tego z przyjemnością.
Pora na podsumowanie, które niestety w świetle tego, co powiedziałem wcześniej, nie może być zbyt wesołe. Twórcy Belief & Betrayal nie potrafili wykorzystać potencjału, jaki dawała im podjęta tematyka. W efekcie stworzyli grę przeciętną, którą od całkowitej porażki uchroniło kilka ciekawych pomysłów (trójka grywalnych bohaterów i możliwość interakcji między nimi, dodatkowy inwentarz) oraz dobra, klimatyczna muzyka. Cała reszta nie przekracza średniego poziomu.
Czy zatem warto zagrać w Belief & Betrayal? Niekoniecznie. Chyba że nie ma się akurat pod ręką innej, lepszej gry.
Plusy:
- muzyka
- kilka ciekawych rozwiązań

Minusy:
- irytujące postacie
- przekombinowana fabuła
- banalne łamigłówki logiczne

Ocena: 5.5/10
_________________________________________________________________________________________________
Kanał na youtube o przygodówkach i nie tylko: http://www.youtube.com/user/vicek83

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belief and betrayal: medalion Judasza”